Wreszcie plecy przestały swędzieć, mogłam się do woli myć i drapać :) Alergia na cynk, kobalt i jakieś IPPD potwierdzona :(
W tych trudnych dniach jednak udało mi się troszkę nadgonić rozpoczętą robótkę, chociaż i tak więcej czasu spędzałam w necie. Z ogromną przyjemnością odwiedzam inne blogi osób z pasjami robótkowymi. Cieszę się, że jest tak wiele osób z podobnymi zainteresowaniami jak moje, bo moje grono znajomych widzi we mnie chyba kosmitkę... "..Po co robić? Lepiej kupić gotowe..." - mówią. Panie wybacz im, bo nie wiedzą co mówią. Nie znają tej radości tworzenia. Czasem same wymyślanie jest lepszą zabawą niż efekt końcowy.
Ale nie o tym teraz chciałam pisać...
Przeglądając inne blogi zatrwożyłam się. Chodzi mi o to, co konkretnie spotkało Devorgillę (zobaczcie tutaj) oraz Antoninę (kliknij). O ile przypadki Wiolettek09874 i im podobnych są przejawem skrajnej głupoty, to już to co spotkało Antoninę jest przejawem zwykłego draństwa i chamstwa z czymś, o czym nie napiszę bo nie chcę używać publicznie wulgaryzmów. Ręce mi opadły. Założyłam tego bloga, ponieważ od długiego czasu zmagam się z depresją. Próbuję na nowo odnaleźć tą radość, jaką mi kiedyś robótki dawały. Od wieelu miesięcy nie byłam w stanie nic zrobić, a to co zaczęłam, leży w stanie niedokończonym jak wcześniej prezentowałam. Najnowsza moja praca (nie licząc robionego na maszynie sweterka w różowo-morelowe paski) była ukończona ponad rok temu, a może nawet dwa... Blog ma być dla mnie swoistym katalizatorem, czymś, co da mi siłę aby coś robić i to pokazywać. Ale zaczęłam się zastanawiać, czy to ma sens? Czy moje teksty i zdjęcia nie posłużą do budowania własnej tożsamości kogoś innego? A przecież takich przypadków jest całe mnóstwo, ujawniony został jedynie czubek wierzchołka góry lodowej. Przeraża mnie to wszystko, ale z drugiej strony cieszę się, że są wśród nas czujne osoby, które ujawniają takie praktyki. Poważnie się zastanawiam nad znakowaniem swoich zdjęć, właśnie poznaję możliwości moich programów graficznych. Szkoda tylko, że odbierze im to cały ich urok. Widzę też, do czego to całe doświadczenie zmierza. Przestaniemy dzielić się nowymi pomysłami, zaczniemy ukrywać nasze blogi itp itd. Doprowadzi to tylko do hermetyzacji naszego i tak dość zamkniętego światka, do inspiracji pozostaną nam tylko nasze nieciekawe gazetki i drogie wydania zagraniczne. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Po prostu słów brak.
Z rzeczy optymistycznych muszę się pochwalić. Tym razem muflinki domowego wyrobu. Piekłam wczoraj. Przepis dostałam kiedyś od kochanej starszej pani, z którą jakiś czas temu miałam przyjemność pracować. Jeśli ktoś jest zainteresowany, mogę go podać :)
Drugą fajną rzeczą, jest książka. Dziś miałam mały spacerek po mieście i jako nałogowy mol książkowy nie mogłam nie wejść do księgarni. Wchodzę, a tu ...wow, wreszcie II częśc Tańca ze Smokami!! Już jest :) Ta książka MUSIAŁA pójść ze mną. Z racji, że lubię fantastykę w tym świat Tolkiena, kolega namówił mnie na przeczytanie Gry o Tron RR Martina. I tak się zaczęło. Dołączyłam do fanów sagi Pieśni Lodu i Ognia... Teraz czekam na Winds of Winter.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz