piątek, 29 marca 2013

Zielone z niespodzianką

Może bardziej by pasowało „jajko z niespodzianką”, ale ta niespodzianka się nie otwiera i nie rozbija, a z jajkiem ma wspólne jedynie nieznaczne odcienie żółci.
W każdym razie, zgodnie z oczekiwaniami, przedwczoraj skończyłam zielony sweterek. Taki sobie zwykły, prosty, i wydawało by się bez udziwnień, sweterek:


Parę zbliżeń:




Ciekawie za to zaczyna się z tyłu…





Ot i niespodzianka :))

Szkoda tylko, że nie udało mi się dobrze sfotografować tych kolorów swetra, bo aparat straszliwie rozjaśnił. Sweter ma bardzo żywe, zielone odcienie, a tu widać coś bardzo wyblakłego...

Zdradzę Wam tak na marginesie, że w trakcie robienia tego swetra przeżyłam moment grozy, gdy po zrobieniu rękawów i urobieniu jakichś 10cm tułowia zorientowałam się, że pomyliłam się przy przerabianiu lewego wzoru. Mało zawału nie dostałam. O pruciu mowy nie było, byłam już za daleko. Jak sobie poradziłam? Wyprułam cały pas wzoru (kilka powtórzeń!) i zrobiłam od nowa. I cieszyłam się, że jest to pas wzoru złożony z 8 oczek, a nie wzór na większą szerokość swetra. Wprawdzie, gdyby się dokładnie przyjrzeć, widać w którym miejscu naprawiałam, bo oczka nie wyszły już takie równe, ale pewnie po praniu się wszystko wyrówna :))

Tradycyjnie kilka szczegółów technicznych.
Sweter robiony od góry, całość bez zszywania, tylko dlatego, że nie wiedziałam na jaką długość starczy mi wełny, więc ciągnęłam w dół do końca (rękawy wyrobiłam w pierwszej kolejności). Został tylko niewielki kawałek włóczki
Użyłam niedawno własnoręcznie farbowanej, przewiniętej w trzy nitki wełny ze szpuli. Nie wiem ile, gdyż nie mam pojęcia, jak bezstresowo zmierzyć przewijaną włóczkę.
Użyłam druty KP nr3.
Sweter jest zapinany na przezroczyste zatrzaski (odpada problem rozmieszczenia dziurek na guziki, gdy nie znamy długości swetra)

Przy robieniu swetra posiłkowałam się wzorem z Marty-wzory irlandzkie nr 3 październik 1997:



Jednakże zamiast pojedynczego warkocza pomiędzy wzorami, robiłam jedynie jedno prawe oczko. Wyszło delikatniej.


A tak na koniec mały dodatek futrzasty.



Myszka pomaga mi przy wstawianiu tego posta, co nawiasem mówiąc, przy tak kiepsko działającym u mnie necie, jest swoistym rodzajem tortury…

A tak na marginesie dodam, że piękną zimę mamy tej wiosny, nie ma co. Zastanawiam się, czy choinki nie wyciągnąć... ;))

wtorek, 26 marca 2013

Niebieskie marzenie

Zauważyliście może, że ostatnio niebo przybrało piękne barwy? Zapragnęłam ich dla siebie. Robiłam zielone, lecz oczy mojej duszy były zwrócone w kierunku nieba... I wiedziałam już, że to marzenie musi stać się rzeczywistością. Że nie spocznę, póki tego nie zrobię. Więc stało się, oto ono, moje marzenie:




Przefarbowałam kolejną partię błękitnego mikromelanżu kaszmirowego używając barwników turkusowego i granatowego, obydwu w niewielkich stężeniach, aby uzyskać rozmyte kolory. Oczywiście metodą "chlapania farbą". Wprawdzie turkusowy jest mniej rozmyty, niż to sobie zakładałam, ale i tak jest pięknie. Mój mały kawałek nieba... Mam już nawet wizję swetra. Wiem, jaką będzie miał formę i jaki będzie miał wzór :)) Ale zanim powstanie, skończy się zielone i pewnie zacznę Wyśniony Trzeci :))

A tak na marginesie, może ktoś z Was zna odpowiedź: czy istnieje cokolwiek, co mogłoby odbarwić wełnę bez jej zniszczenia? Próbowałam wody utlenionej i nie działa. Próbowałam Ace i okazało się, że to rozpuszcza wełnę. A potrzebuję rozjaśnić pewną wełnę...

Pozdrawiam serdecznie :))

niedziela, 24 marca 2013

Zielone

Wiosny jak nie było, tak nie ma, lecz u mnie przerabia się zielone:


Nie mam najnowszego zdjęcia, bo to jest z przed kilku dni, gdy rękawów jeszcze nie było. Ale z powodu kłopotów z netem, nie udało mi się wstawić tego wcześniej. Obecnie robótka posiada rękawy i jest trochę dłuższa. I tak, wyrabiam ostatnio farbowaną włóczkę. I nie mogę się w końcu doczekać, gdy sweter będzie w wersji noszalnej, bo na żywo ten mix zieleni wygląda wręcz obłędnie.

I wybaczcie mi proszę, że tak krótko, lecz na chwilę udało mi się skorzystać z internetu, więc tak na szybko korzystam. Wierzcie mi, bardzo boli ten brak dostępu, bo nie mam pojęcia, co się u Was dzieje. Za jakiś czas, mam nadzieję, moje problemy się zakończą i będę się pojawiała i komentowała.

To jeszcze Myszka w wersji zamyślonej na koniec:


piątek, 15 marca 2013

Sweter nieszczęść wszelakich

Skończyłam swój Sweter Wyśniony Drugi. I gdy teraz na niego tak patrzę, nijak się on ma do tego mojego wyśnionego. Wygląda ładnie, to fakt, ale to nie jest to, o czym śniłam. Bo śniłam o czymś czerwonym, o czymś wykończonym szydełkowymi elementami, coś w kształcie tuniki, ale... No właśnie ale. Czerwone to nie jest - pierwszy kopniak. Niby szydełkowe, a jednak nie do końca tak, jak miało być. Niby dłuższe i tunikowate, ale bardziej w kształcie worka niż tuniki...


Zbliżenie przodu


Zbliżenie tyłu


Moje rozczarowanie nie wynika z faktu, że tego swetra nie lubię. Bo go lubię, jest taki akurat w sam raz, miękki, lekki i cieplutki. Ale nie to wyśniłam i tej wersji będę się trzymała. W dodatku dał mi nieźle popalić.
Tak bardzo mi się z nim spieszyło, że oprócz ściągaczy i elementów szydełkowych, zrobiłam całość na maszynie do swetrów. Niby dobrałam ilość oczek identyczną, jak w poprzednim swetrze, ale nie przewidziałam, że dobrany ścieg okaże się luźniejszy od ściegu na drutach. Dlatego wyszedł worek. Może się lekko podfilcuje w praniu... ;)
Kolejną rzeczą, które dały mi się mocno we znaki, były rękawy. Robiłam je jakieś 5 razy, dopiero za szóstym udało mi się osiągnąć zadowalający efekt. Co było nie tak? Najpierw włóczka. Na początku założyłam, że rękawy powstaną z resztek włóczki z poprzedniego swetra, ufarbowanych na odpowiedni kolor. Ale te dwa małe kłębuszki nie wystarczyły na całe rękawy i trzeba było kombinować. Druga włóczka użyta w główce rękawa zbyt się odznaczała. Trzeba było trochę spruć i robić naprzemiennie dwoma rodzajami włóczki. Kolejną sprawą było samo kształtowanie główki rękawa. Raczej nie robię zapisków dziewiarskich, ale tym razem zrobiłam. A rękawy i tak nie wyszły identyczne. Coś w trakcie pomyliłam przy drugim rękawie. Podchodziłam do tego kilka razy, aż w końcu podprułam obie główki rękawów, po czym zrobiłam zapiski od nowa. I tak się znów pomyliłam przy drugim rękawie, ale wiedziałam już w którym miejscu (syn mnie zagadał...), więc kłopotu wielkiego nie było.

Tak jeszcze spoglądam na zdjęcia podczas układania elementów swetra:



...i stwierdziłam, że te szpilkowe perełki i dyndające farfocle nawet mi się podobają. Może to patent do wykorzystania przy kolejnym swetrze? Kto wie? :))

Ok, dość już marudzenia. Zielone wskoczyło na druty... :)))

wtorek, 12 marca 2013

Farbowanki

Z ostatnio pokazywanego swetra zostało mi trochę włóczki. Założyłam od samego początku, że to, co zostanie (bo tego się własnie spodziewałam) przefarbuję z myślą o następnym wyśnionym swetrze. Do kompletu, żeby nie zabrakło, przewinęłam następną partię kaszmiru ze szpuli. Wszystko to poddałam farbowaniu. Miało być czerwone, a wyszło....


Sami widzicie. Ni pies ni wydra, ni to jasnoceglaste, ni to różowobrązowe, ni to ciemnorude. I nie tak różowe, jak na zdjęciu. Ale na pewno czerwone to to nie jest. Do tego aparat trochę prześwietlił kolor... No i w dużym motku nie widać ciemniejszych akcentów kolorystycznych wynikłych z mocniejszego uderzenia kolorem.
W każdym razie zdecydowałam, że nie będę dalej eksperymentować z tą włóczką w celu uzyskania czystej czerwieni. Mój Wyśniony Drugi będzie więc z takiej włóczki.

Przy okazji farbowania mój wzrok zatrzymał się na szpuli z błękitnym mikromelanżem.


Na szpuli jest naklejka 100%Micromelange, ale co do składu, to już nikt nie zadał sobie trudu określenia, z jakiego surowca ten melanż powstał. Próba farbowania dała efekt pozytywny, czyli na pewno jest to coś naturalnego. Ba, po przewinięciu w trzy nitki wydaje się takie, jak kaszmir powyżej, z delikatną domieszką czegoś jeszcze.

Więcej mi nie było trzeba. Szybko przewinęłam 2 motki (w sam raz na 2 następne swetry) i poddałam farbowaniu.

Pierwszy potraktowałam cytrynową żółcią i kroplą zieleni:



























A drugi jasnym różem z silniejszym akcentem czerwieni:


Nie wiem, jak Wam, ale mi szczególnie ta zieleń przypadła do gustu. Gdyby nie utęskniony Sweter Wyśniony Drugi, to bym ją już wrzucała na druty. :))

To ja idę podrutować i zostawiam Was z moimi futrzakami:


sobota, 9 marca 2013

Wyśniony pierwszy

W ubiegłym roku farbowałam wełnę (klik). W tym czasie przyśniło mi się parę swetrów. Długo czekały na realizację, ale pierwszy z nich się doczekał realnego bytu. Oto on:


I tradycyjnie kilka zbliżeń:




Poniższe zdjęcie chyba najlepiej pokazuje faktyczne kolory:



Od początku do końca jest dokładnie taki, jaki mi się przyśnił. No może za wyjątkiem tych efektów kolorystycznych, gdyż spodziewałam się, że sweter będzie raczej cały w paski jak na rękawach. Ale jest jaki jest i jest już noszony.

Trochę danych technicznych.
Sweter jest zrobiony z własnoręcznie farbowanego kaszmiru ze szpuli, zwiniętego w trzy nitki. Robiłam na drutach KP3, na okrągło od dołu. Jedynym elementem zszywanym tego swetra jest ściągacz dekoltu.
I wzorek dla chętnych:


Taki trochę niewydarzony, ale tylko to udało mi się znaleźć tak na szybko, bo skaner mi szwankuje. Identyczny wzór można znaleźć w kilku naszych polskich gazetkach: m.in. Mała Diana 8/2005 oraz Sabrina 2/2011.

A teraz uciekam tworzyć następny sweter z gatunku wyśnionych :))

środa, 6 marca 2013

Efekty leżakowania

Znów byłam w górach. Tych samych, co zwykle, dlatego nie będę Was zamęczać stale takimi samymi widokami. W każdym bądź razie sezon narciarski zakończyliśmy definitywnie i wróciliśmy do naszych zwykłych zajęć.
To znaczy kto wrócił, ten wrócił, ja nie bardzo. Przyjechałam okropnie zaziębiona. Z nosa mi cieknie, wszystko mnie boli i głównie poleguję gdzie się da. Śmiem nawet twierdzić, że nos mam bardziej czerwony niż renifer Rudolf...
Ostatnio pisałam o moich nowych zakupionych zabawkach. Teraz mogę pochwalić się efektami zabawy.





i jeszcze taki sznur, ale co z niego będzie, jeszcze nie wiem



























W moich starych zbiorach była również taka zerwana bransoletka:


Po przeróbce wygląda następująco



























I jeszcze fotka grupowa:


Wszystkie te bransoletki nie są robione na szydełku, lecz powstały w wyniku przewlekania igłą. Kiedyś nie miałam odpowiedniej igły i posługiwałam się cieniutkim, skręconym drucikiem. Drucik taki jednak nie był zbyt praktyczny, gdyż się wyginał i rozdwajał na czubku, ani mocny, gdyż łatwo pękał. Dopiero moje ostatnie zakupy igieł spełniły moje oczekiwania. Oczywiście jedną z najcieńszych igieł już złamałam i to dwukrotnie, na szczęście taki scenariusz przewidziałam i kupiłam dwie :))

Nie mogłam sobie jednak odmówić eksperymentu z bransoletką z koralików robioną na szydełku. Zrobiłam 2 próbki: na szydełku i starym sposobem



Jak widać, dysponowałam koralikami bardzo nierównymi i to akurat bardzo mocno rzuca się w oczy przy sposobie szydełkowym (po lewej stronie). Przy sposobie przewlekanym różnice się gubią. Każdy sposób ma swoje plusy i minusy i wszystko zależy od tego, jaki efekt zamierzamy osiągnąć. Przy sposobie szydełkowym na pierwszy plan wysuwają się koraliki, kordonka niemal nie widać i jest to niewątpliwy plus. Z drugiej strony, możemy nitkę potraktować jako element dekoracyjny i poszaleć drugim sposobem. Kolejnym plusem sznura szydełkowego jest ogromna łatwość prucia, w przypadku gdy coś nam nie pasuje. Przy sznurze przewlekanym zapomnijmy o pruciu, destrukcja sznura jest jedynie wtedy możliwa, kiedy po prostu zrobimy z niego sieczkę i go potniemy. Kolejnym plusem sposobu szydełkowego jest to, że nie musimy z góry określać długości nitki w sznurze, co z kolei ma znaczenie przy sznurach przewlekanych igłą, szczególnie gdy zależy nam na jak najmniejszej ilości łączeń nici. Jednak sposób szydełkowy ma kolejny, baardzo słaby punkt. O ile przy sposobie przewlekanym koraliki dobiera się na bieżąco tworząc w ten sposób wzór, to przy sznurach szydełkowych wzór należy starannie zaplanować i  biada nam, jeśli przy nawlekaniu koralików się pomylimy.  Cała praca idzie wtedy na marne.
W każdym razie zamierzam jeszcze trochę poeksperymentować z sznurami szydełkowymi, ale dopóki nie zaopatrzę się w te wszystkie końcówki, łączniki i zapięcia, będę tworzyła starym sposobem :))

To oczywiście nie były moje wszystkie ostatnie zakupy, ponieważ kupiłam coś jeszcze, czym zamierzam trochę poszaleć, a efekty tego szaleństwa już wkrótce...

A na koniec się pochwalę jeszcze storczykiem, który niedawno zakwitł


Powyższy egzemplarz nie był kupiony w sklepie, lecz własnoręcznie wyhodowany ze szczepki. A teraz mi się odwdzięczył za troskę, i to jak.. :))