środa, 29 lutego 2012

Ogarnęła mnie...

...niemoc pisania...
Bo w robótkach wcale źle się nie dzieje. :) Ba, powiedziałabym nawet, że jest rewelacyjnie :))

Rękaw szydełkowej bluzeczki jest blisko ukończenia, do wyrobienia została tylko główka i mogę robić drugi rękaw:


   Zrobiłam kawałek sweterka z cieniowanego Alizee, teraz już lepiej widać, jak będą układały się w nim paski :)


Tak sobie skaczę z robótki do robótki :)
Ale jak zwykle na dwóch robótkach się nie kończy. Po przerobieniu próbki własnoręcznie farbowanego kaszmiru, nie mogłam się od niego oderwać. Włóczka jest niesamowita, mięciutka i milutka, ale dość mocna. Robi się z niej baardzo przyjemnie. Tak bardzo, że z rozpędu zrobiłam już cały tył, a na drutach mam już połowę przodu :)



Wzór jest również niesamowity, pierwsze rzędy posiłkowałam się schematem, teraz robię już "z głowy". Ani trochę się nie nudzi i czas przy robieniu szybko leci...
Aż szkoda czasu na pisanie marnować... ;)

niedziela, 26 lutego 2012

Moje pierwsze...

...farbowanie :))
Mam w domu trochę przędzy kaszmiru na szpuli. Kolor niezbyt ciekawy, bladobłękitny, więc postanowiłam coś z tym fantem zrobić. Najpierw przejrzałam sobie raz jeszcze wpisy z doświadczeniami innych pań farbiarek w celu zminimalizowania zniszczeń... Zaopatrzyłam się w barwniki. Te są do tkanin, w moim mieście do włóczki nie spotkałam, a na Allegro jeszcze zamawiać nie chciałam.


Następnie przygotowałam włóczkę. Zachodu było z tym co niemiara, ponieważ nie mam motowidła, w dodatku wymyśliłam sobie potrójną nitkę, więc była niezła zabawa. Aby nici mi się nie poplątały, zabezpieczyłam je wiążąc pasmami


Pomna doświadczeń innych osób, najpierw zrobiłam próbkę: zanurzyłam odcinki włóczki w farbkach, wrzuciłam do gara i pogotowałam około 15min. Bałam się, że kaszmir się mi sfilcuje lub coś innego go trafi, ale na szczęście zachował całą swą sprężystość i puszystość. Przy płukaniu potraktowałam octem i oto co za koszmarek otrzymałam:


Wywnioskowałam z tego, że aby uzyskać delikatniejszy kolor, muszę bardziej rozcieńczyć barwniki. Po rozłożeniu włóczki na folii, zamiast barwić same końce, wymyśliłam sobie większą abstrakcję. Po prostu zaczęłam tą włóczkę chlapać barwnikami w nierównych odstępach, po czym zwinęłam ją w rulonik, lekko miętoląc, aby lepiej rozprowadzić i wymieszać kolory. Wrzuciłam to do kąpieli parowej na 15 minut..


Po wyjęciu, zaczęłam płukać, potraktowałam octem i oto co wyszło:


Zdecydowanie za dużo zieleni -pomyślałam... i postanowiłam coś z tym zrobić...
Jeśli włóczka przetrwała to farbowanie i miała się dobrze, to dlaczego by jej znów nie urządzić kąpieli parowej....
Aby przełamać tą zieleń stwierdziłam, że dobrze by było dolać trochę niebieskiego i czerwieni...
O naiwności...
Kompletnie zapomniałam, że prędzej otrzymam fiolet zamiast niebieskich i czerwonych akcentów...
Po kolejnym cyklu farbowania pojawiło się nieco brązu, rudości i więcej fioletu. Niebieski gdzieś wcięło. No to mądra głowa stwierdziła, że tym razem chlapnie samym niebieskim barwnikiem i to powinno poskutkować...
Oto efekt końcowy na mokro:


Nadal moim zdaniem było za dużo zieleni, ale niebieski ładnie zrównoważył kolory. Po wyschnięciu i zwinięciu włóczka prezentuje się następująco:


Na zdjęciu tego nie widać, ale to duuuży kłębek... Kłębki wyszły 3 szt, ponieważ przy zwijaniu okazało się, że jednak w trzech miejscach za mocno uszkodziłam włóczkę. :(
Od razu z najmniejszego kłębka wykonałam próbkę:




Mogę tylko dodać, że efekt końcowy całkowicie mnie zadowała i mam już pomysł na zagospodarowanie tej włóczki :)
A miało być bardziej pastelowo....

czwartek, 23 lutego 2012

Pastelek

ukończony :)) Wreszcie coś udało mi się skończyć. Sweterek zrobiłam z cieniowanego i kremowego Maxi, niebieskiego Eldorado oraz turkusowej Snehurki. To zmarszczenie u góry rękawków to nie złudzenie optyczne, ale delikatne bufki. Idealne do moich wąskich ramion. :)) Moja czarna Mamba wygląda w nim znakomicie, ja chyba również ;)








Teraz zastanawiam się, co następne. Zostało mi troszkę resztek i zastanawiam się, czy nie zrobić z nich topu w kolorach tego sweterka. Tyle tylko, że pomysł mógłby utknąć wobec niewielkiej ilości niebieskiego Eldorado, bo reszty by starczyło, a niebieskiej zostało malutko.
Bardzo mnie korci wykonanie szarej irlandki wg pomysłu z MOD nr 507:



Oczywiście mam pomysł, jak zmodyfikować coś takiego dla swoich celów, ale na razie sza... Niestety mam świadomość, że z tą robótką utknęłabym na dłuuugo, a mam kilka innych, do skończenia których zostało już niewiele. Poza tym wiosna zbliża się wielkimi krokami, dlatego na razie zabrałam się za sweterek najdłużej oczekujący na zakończenie, czyli biały ze srebrną nitką. Właśnie robię i niedługo skończę rękaw, do wykonania całości pozostanie jeszcze drugi rękaw i wykończenie. Kaszmirek poczeka...

poniedziałek, 20 lutego 2012

O blogowaniu..

Wreszcie plecy przestały swędzieć, mogłam się do woli myć i drapać :) Alergia na cynk, kobalt i jakieś IPPD potwierdzona :(
W tych trudnych dniach jednak udało mi się troszkę nadgonić rozpoczętą robótkę, chociaż i tak więcej czasu spędzałam w necie. Z ogromną przyjemnością odwiedzam inne blogi osób z pasjami robótkowymi. Cieszę się, że jest tak wiele osób z podobnymi zainteresowaniami jak moje, bo moje grono znajomych widzi we mnie chyba kosmitkę... "..Po co robić? Lepiej kupić gotowe..." - mówią. Panie wybacz im, bo nie wiedzą co mówią. Nie znają tej radości tworzenia. Czasem same wymyślanie jest lepszą zabawą niż efekt końcowy.
Ale nie o tym teraz chciałam pisać...
Przeglądając inne blogi zatrwożyłam się. Chodzi mi o to, co konkretnie spotkało Devorgillę (zobaczcie tutaj) oraz Antoninę (kliknij). O ile przypadki Wiolettek09874 i im podobnych są przejawem skrajnej głupoty, to już to co spotkało Antoninę jest przejawem zwykłego draństwa i chamstwa z czymś, o czym nie napiszę bo nie chcę używać publicznie wulgaryzmów. Ręce mi opadły. Założyłam tego bloga, ponieważ od długiego czasu zmagam się z depresją. Próbuję na nowo odnaleźć tą radość, jaką mi kiedyś robótki dawały. Od wieelu miesięcy nie byłam w stanie nic zrobić, a to co zaczęłam, leży w stanie niedokończonym jak wcześniej prezentowałam. Najnowsza moja praca (nie licząc robionego na maszynie sweterka w różowo-morelowe paski) była ukończona ponad rok temu, a może nawet dwa... Blog ma być dla mnie swoistym katalizatorem, czymś, co da mi siłę aby coś robić i to pokazywać. Ale zaczęłam się zastanawiać, czy to ma sens? Czy moje teksty i zdjęcia nie posłużą do budowania własnej tożsamości kogoś innego? A przecież takich przypadków jest całe mnóstwo, ujawniony został jedynie czubek wierzchołka góry lodowej. Przeraża mnie to wszystko, ale z drugiej strony cieszę się, że są wśród nas czujne osoby, które ujawniają takie praktyki. Poważnie się zastanawiam nad znakowaniem swoich zdjęć, właśnie poznaję możliwości moich programów graficznych. Szkoda tylko, że odbierze im to cały ich urok. Widzę też, do czego to całe doświadczenie zmierza. Przestaniemy dzielić się nowymi pomysłami, zaczniemy ukrywać nasze blogi itp itd. Doprowadzi to tylko do hermetyzacji naszego i tak dość zamkniętego światka, do inspiracji pozostaną nam tylko nasze nieciekawe gazetki i drogie wydania zagraniczne. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Po prostu słów brak.

Z rzeczy optymistycznych muszę się pochwalić. Tym razem muflinki domowego wyrobu. Piekłam wczoraj. Przepis dostałam kiedyś od kochanej starszej pani, z którą jakiś czas temu miałam przyjemność pracować. Jeśli ktoś jest zainteresowany, mogę go podać :)


Drugą fajną rzeczą, jest książka. Dziś miałam mały spacerek po mieście i jako nałogowy mol książkowy nie mogłam nie wejść do księgarni. Wchodzę, a tu ...wow, wreszcie II częśc Tańca ze Smokami!! Już jest :)  Ta książka MUSIAŁA pójść ze mną. Z racji, że lubię fantastykę w tym świat Tolkiena, kolega namówił mnie na przeczytanie Gry o Tron RR Martina. I tak się zaczęło. Dołączyłam do fanów sagi Pieśni Lodu i Ognia... Teraz czekam na Winds of Winter.

czwartek, 16 lutego 2012

Alergicznie

Dziś troszkę z innej beczki.
Przedwczoraj miałam założone plastry na plecy z testami alergicznymi na chemię i metale. Dziś byłam na pierwszym odczycie, a jutro ma być drugi odczyt i decyzja pani doktor, co robimy dalej. Na razie wyszła alergia na kobalt i chlorek cynku, a 3 inne związki są "podejrzane". Tak jakbym jeszcze za mało kłopotów miała... Szukam na razie informacji w necie na temat tych związków, a głównie interesuje mnie, gdzie one występują. Na razie skutek dość marny. Przede wszystkim dlatego, że nie mogę usiedzieć w miejscu bo plecy swędzą mnie jak diabli, a mam tego do jutra NIE MYĆ I NIE DRAPAĆ. Nie wiem tylko jak ja jeszcze ten jeden dzień przeżyję.... Buuu... Miejsca sobie znaleźć nie mogę, a robótki leżą odłogiem...

środa, 15 lutego 2012

Nic

Nic się wielkiego nie dzieje. Skończyłam plisę przodu i wokół dekoltu, przyszyłam zatrzaski i robię rękawy. Mowa oczywiście o pastelku. Ta plisa mnie troszkę wykończyła... Nie wiem teraz jak mi te rękawy wyjdą, bo robię wszystko "na oko". Mam nadzieję, że obędzie się bez prucia.




Przy okazji weekendowego wyjazdu, zrobiłam też kilka motywów kaszmirka. Z racji objętości nadaje się idealnie na podróże, bo wystarczy zabrać mały kłębuszek (nić jest cieniusieńka), kawałek rozpoczętej robótki i można robić dalej motywy. A to oznacza, że rękawki rosną i niedługo będę mogła się pochwalić całością.
Ale ostatnio i tak najwięcej czasu spędzam w sieci. Przejrzałam mnóstwo blogów robótkowych i jestem pod wrażeniem. Zauważyłam całe mnóstwo przepięknych szali, chust skarpetek i rękawiczek. Dotąd moja działalność w tym względzie była raczej znikoma. Skarpetek, rękawiczek i chust wcale nie robiłam, zrobiłam tylko kilka szalików, które i tak rzadko noszę. Gdyby nie to, że mam w głowie parę pomysłów na sweterki, w tym szydełkowe irlandki (masakrycznie pracochłonne...), już bym zabrała się za jakąś chustę. Poza tym chodzi za mną spódnica. Na szydełku. Coś pięknego zobaczyłam na flickr i teraz spać nie mogę, zresztą sami zobaczcie: spódniczka Antoniny to jedna z tych rzeczy, która daje solidnego kopa inspiracji. Poza tym po głowie chodzi mi coś jeszcze, ale takiego delikatniejszego, tylko nie ananaski. Całkiem możliwe, że odejdę od sweterkowego schematu na rzecz spódniczek :)

czwartek, 9 lutego 2012

Porażka

Nie pisałam, bo nie miałam kompletnie ochoty na nic. Intensywny poniedziałek mnie kompletnie wykończył, potem we wtorek miałam baardzo nieprzyjemną rozmowę z lekarzami i kompletnie się rozkleiłam. Przez dwa dni snułam się po domu jak cień, nie byłam w stanie nic kompletnie zrobić. Dopiero dziś jakoś doszłam do siebie i zabrałam się za robótkę.
Robię nadal sweterek w pastelowe kółeczka. Zakończyłam już przód i tył, ale zamiast od razu zabrać się za rękawy, postanowiłam zrobić wykończenie przodu i dekoltu. Nie mam pojęcia co mnie napadło. Zostały do zrobienia jeszcze tylko 2 okrążenia plisy, gdy na chwilę przerwałam i zaczęłam podziwiać swoje dzieło. W tym momencie zaliczyłam ostre wkurzenie, ponieważ okazało się, że jeden bok przodu zrobiłam dłuższy od drugiego... Ręce opadają. Dosłownie. Bolą jak diabli a na dodatek zrobiłam sobie drugie tyle pracy, bo trzeba teraz wszystko to spruć i zrobić od nowa :(  No ja nie wiem gdzie ja miałam oczy na początku... Cały wieczór zmarnowany... Eeech...
Zdjęć nie wklejam, bo takiej porażki lepiej nie pokazywać.
A fioletowy kaszmirek nadal leży odłogiem... Co by tylko nie był moim koszmarkiem... ;)

No i oczywiście blogger znów wyświetla mi inną godzinę publikacji, niż wskazują to wszelkie dostępne czasomierze. U mnie jest teraz godz.22.40, widocznie blogger żyje swoim własnym, trudnym do określenia rytmem... ;)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Dodatki i tort

W końcu musiałam wyjść z domu. Syn ma dziś urodziny, a ja postanowiłam sobie, że zrobię mu niespodziankę i upiekę tort. Tyle tylko, że brakowało mi kilku dodatków. Na zewnatrz mróz, no to pomyślałam, że przydałoby się odkopać jakiś ultraciepły szalik i czapeczkę. I w tym momencie przypomniałam sobie, że przecież kilka czapek i szalików kiedyś już zdążyłam zrobić. Na początek troszkę czasu mi zeszło na kombinowaniu, gdzie ja to wszystko upchałam, czas mijał, tort jeszcze się nie robił, a ja do wyjścia nie gotowa. Aby nie marnować czasu zrobiłam szybko biszkopt i gdy tak sobie się rumienił, kontynuowałam poszukiwania.W końcu mnie olśniło i znalazłam:





ten szalik z trawki w rzeczywistości jest bardziej czerwony niż na zdjęciu - połączyłam 2 odcienie czerwieni.




Tylko ten czapkowy dorobek coś skromnie się prezentuje. Chyba trzeba będzie to nadrobić. Kiedyś mało chodziłam w czapkach, a od tej jesieni zdrowie mi się posypało i ubieram się dużo cieplej.
Do wyjścia padło na zielony zestaw :) Tak się ciepło ubrałam, a tak bardzo się spieszyłam, że cała się aż zapociłam. Mam nadzieję, że nie będę musiała tego odleżeć...
Na szczęście zdążyłam ze wszystkim, tort się udał.

Zrobiłam klasyka wiśniowo-waniliowego udekorowanego płatkami czekolady. I nawet smakował. Cieszę się, bo ostatnio tort piekłam kilka ładnych lat temu i synowi obiecałam, że następnego upiekę dopiero na jego osiemnastkę. Nie wytrzymałam do osiemnastki... Ale syn nie wypominał mi, że jestem niesłowna...

Niby tak niewiele, a ta cała dopołudniowa bieganina mnie wyczerpała na tyle, że teraz chyba się wkomponuję w kanapę ;) Powietrze ze mnie zeszło. I to dosłownie, bo dodatkowo w ramach niespodzianki udekorowałam synowi pokój  ...17 balonami :) Warto było. Jego mina na ten widok - bezcenna :)

Czegoś w tym blogu nie rozumiem. Piszę tego posta o 18.30, a wyświetla się godz 9...

niedziela, 5 lutego 2012

Zainspirowana

Poszłam za ciosem. Na fali pomysłu z "odchudzeniem" włóczek przypomniałam sobie o wciśniętej w najciemniejszy kąt szafy włóczce Alizee Bamboo



Piaskową mam w komplecie, natomiast z niebieskiej kiedyś zaczęłam robić na szydełku letnią bluzeczkę, ale kompletnie poległam. Włóczka ta jest dość gruba, na drutach mi się kompletnie nie podobała, a to szydełkowe "coś" mnie nie uszczęśliwiło. Stanowczo brakowało jej lekkości typowej dla letnich rzeczy.



I w tym momenie pomysł, aby włóczkę podzielić na cieńsze pasma okazał się wybawieniem. Alizee Bamboo jest zwinięta z 4 cieńszych nitek każda o grubości odrobinę mniejszej od kordonka Maxi. Na początek zabrałam się za rozwijanie tej niebieskiej resztki ze zdjęcia powyżej. Rozwijanie do najszybszych i najłatwiejszych nie należy, aczkolwiek jest świetną rozrywką gdy nie ma się na nic więcej ochoty. Wprawdzie włóczka ta jest bardzo mocno skręcona, ale pojedyncze pasma nie plączą się i nie zahaczają o siebie, co w rezultacie sprawiło, że ten etap zakończyłam w miarę sprawnie. To, co otrzymałam okazało się fantastyczne. Pojedyncze nitki są delikatne i miłe w dotyku ale mocne, idealne na moją wymarzoną letnią bluzkę. Problem tylko w tym, że teraz trzeba będzie zrobić ją na duuużo cieńszym szydełku... Aby upewnić się, że jest to strzał w dziesiątkę zrobiłam małą próbkę i  porównałam ją z niedokończonym sweterkiem. Próbkę zrobiłam słupkami, półsłupkami i oczkami ścisłymi. Próbka wygrywa, mogę przystąpić do przewijania reszty. Zostanie tylko mały problem z kolorem, ponieważ moim zdaniem za mało płynnie kolory się przenikają. Może by spróbować ją lekko podfarbować....?



Podobnego losu nie uniknęła również Alizee Lanagold w kolorze cieniowanego fioletu. Rzadko robię z grubej włóczki, dlatego tunning jej również nie ominął. Ta włóczka jest skręcona z 5 cieńszych, dlatego postanowiłam że podzielę ją na 2 nitki podwójne na druty i 1 pojedynczą na szydełko. Na drutach zrobię sweterek, a szydełkiem ozdoby do niego. Coś mi już świta w mojej głowie, ale na razie się nie krystalizuje...
Troszkę się zdenerwowałam, gdy w trakcie przewijania motka okazało się, że włóczka w 3(!) miejscach jest wiązana. Poza tym ten egzemplarz rozwijało się o wiele gorzej, ponieważ nitki się ze sobą haczyły i w pewnym momencie moja cierpliwość na razie się skończyła....


Przy okazji kopania w szafie znalazłam jeszcze 2 niedokończone robótki szydełkowe




Na razie pozostaną one w stanie, w jakim są i poczekają na decyzję co do ich dalszych losów. Moim zdaniem jednak dla tej cieniowanej będę musiała poszukać innego wzoru, ponieważ ten nie do końca do mnie przemawia. A może robótki zamienią się miejscami i turkusową zrobię wzór kwiatków a cieniowaną wzór z rombami? Na pewno kiedyś coś wymyślę.
Nie zdziwię się, jeśli jeszcze gdzieś odkopię zapomniane rozpoczęte robótki... Zdecydowanie za długą przerwę miałam.

Na razie czasem się przełamuję i robię dalej sweterek z pastelowymi kółeczkami. Dotarłam już do pach. Wiem, miałam dalej robić kaszmirka, ale jakoś teraz przy tej robótce czuję się lepiej...


Upiekłam babeczki ...z torebki. Leń ze mnie, nie chciało mi się szukać przepisu więc porwałam w sklepie paczkę do gotowego wypieku. To co widać na zdjęciu nie postało zbyt długo, bo moi panowie zaraz się nimi zaopiekowali. To dobrze, bo mi i tak wszystko ostatnio smakuje jak papier... 

sobota, 4 lutego 2012

Inspiracje

Ostatnio tak ciężko wszystko mi idzie, że postanowiłam się nie zmuszać. Nie na tym to wszystko polega, żeby się męczyć. W imię czego? Robótki mają być odskocznią, powodem do radości, skutkiem artystycznych poszukiwań. Ostatnie dni spędziłam na przeglądaniu dokonań innych blogowiczek. I jestem wdzięczna, że jesteście, że piszecie, że fotografujecie, że dzielicie się swoimi pomysłami, rozwiązaniami problemów i inspiracjami. Robię na drutach niemal od dzieciństwa, a od tego czasu troszkę lat minęło, znacznie póżniej chwyciłam za szydełko. Kiedyś ciągle szukałam gotowych wzorów, gotowych pomysłów na sweter, z prostego powodu - ciężko mi było dobrać odpowiednią ilość oczek do rozmiaru i grubości włóczki. Później przestało to być ważne, wiele swetrów powstało na oko, schematy przestały być niezbędne, łatwiej mi korzystać ze zdjęcia gotowej robótki niż ze schematu....  Ale tak naprawdę małe miałam pojęcie, co można stworzyć przy pomocy włóczki oraz drutów lub szydełka. Równie dobrze mogłam być ślepa. Mam wrażenie, że otworzył się przede mną inny świat. Być może niedługo będę gotowa do tego, aby samodzielnie kombinować ze wzorami i mam nadzieję, że uda mi się wyjść z tej norki, w której się teraz zaszyłam.
Ostatnie lata moim sercem zawładnęły cieniowane włóczki. Obecnie jest łatwiej takie kupić, ale jeszcze parę lat temu był problem. Dlaczego ja wtedy nie wiedziałam, że włóczkę:
a) można ufarbować (i to jaaak!!!)
b) grubszą można rozdzielić na cieńsze pasma???
c) można utkać własną wełnę
Ile problemów i niepotrzebnych zakupów by mi to oszczędziło.... Teraz to wiem, w tym temacie dziękuję między innymi Xhaftx (haft.blox.pl) i Yadis (yadis-art.blogspot.com). Od nich się wiele ciekawych rzeczy dowiedziałam i nie mogę się doczekać, kiedy wcielę ich rady w życie. :) Tak, teraz się uśmiecham. Tak dawno tego nie robiłam....

czwartek, 2 lutego 2012

Utknęłam

Dopadło mnie...
Nie mam sił...
Wszystko mnie boli. A najbardziej życie. Ja nie mam doła, mam wielki krater.
Mówią, że na zewnątrz taka piękna pogoda, trzaskający mróz, słońce, ideał. A ja snuję się po domu i nie potrafię nic zrobić. Najchętniej bym się położyła i przespała kolejny dzień. To byłoby piękne, gdybym mogła choć zasnąć... I nawet do pisania sił brak...