wtorek, 25 czerwca 2013

Od serca

Znów nadszedł ten czas. Czas, gdy bliska osoba ma swoje święto. Czas, gdy bliskiej osobie chciało by się podarować coś szczególnego, unikalnego i pożytecznego. Coś, co wywoła uśmiech na jej twarzy i zawsze przypomni o darczyńcy. Czas imienin teściowej...
Niełatwo jest zrobić taki prezent osobie w pewnym (mocno dorosłym) wieku. Nawet życzenia 100 lat wydają się sporym nietaktem, zwłaszcza że do setki nawet dekady nie brakuje...
Nie chce ona, aby coś jej specjalnie kupować, gdyż w jej mniemaniu, wszystko co potrzebne do życia już posiada. A zbytkiem może nie zdążyć się nacieszyć... Tak rozmyślając przypomniałam sobie jak rozbłysły jej oczy na widok ubiegłorocznego prezentu. Zapragnęłam to powtórzyć. Wymyśliłam sobie czerwoną serwetkę, najlepiej z motywami serca. Przecież walentynki można cały rok obchodzić, a co :))
Nawet wzór znalazłam, nawet więcej niż 60% zrobiłam, ale... No właśnie, ale wzór okazał się być kiepsko rozpisany. Serwetka zaczęła się układać w koszyczek, więc poszła do sprucia. Tym sposobem, mój początkowy zamysł legł w gruzach, a że czasu zrobiło się mało i ręka ciągle boli, musiałam postawić na coś sprawdzonego. I oto proszę:



W trakcie suszenia



A poniżej z wcześniej zrobioną zieloną serwetką. Widać, jaka czerwona jest wielka:



Serwetka powstała z kordonka MAXI, zużyłam całą szpulę 100g. Szydełko jak zwykle, Daily nr3
Wzór identyczny, jak w zrobionej przeze mnie serwetce zielonej, pochodzi z gazetki Szydełkiem i na drutach nr6/2005

Teraz czerwona serwetka leży teraz na ławie teściowej i cieszy jej oczy, a ja puchnę z dumy.. :))

niedziela, 16 czerwca 2013

Przeróbki szyciowe

W ciągu ostatnich kilku dni, bóle ręki nie pozwalały mi na jakiekolwiek efektywne robótkowanie. Na szczęście potrafię znaleźć sobie równie wciągające zajęcie. Tym sposobem, wyciągnąwszy stos rzeczy wszelakich, usiadłam do maszyny do szycia i zajęłam się przeróbkami. Najpierw było kilka spodni do skrócenia i drobnej korekty szerokości nogawek.  Zdjęć nie robiłam, bo przeróbki należały do tych mało zauważalnych. Następnie mój wzrok padł na bluzki.
Pierwsza z nich miała fason bezkształtnego worka, z ciasną gumką w rękawach:



Postanowiłam nadać bluzce nieco inny kształt i odprułam dolny ściągacz, po czym umieściłam go pod biustem. Wyprułam również za ciasną gumkę, pozostawiając rękawy gładkie:




Kolejną bluzką, było takie coś długie koszulowe:


 Na dobrą sprawę bluzka mi się podobała, ale z ilości czasu przez nią spędzonego na dnie szafy wywnioskowałam, że długość ta mi nie leży i takiej nosić nie będę.  Bluzka została przeze mnie skrócona:


Miałam jeszcze zająć się tymi gumkami pod biustem (z tyłu pośrodku też jest taka gumka) i zamiast nich zrobić zaszewki, ale po zastanowieniu się zostawiłam jak jest.

Na koniec zostawiłam sobie tą bluzkę:




Bluzka za długa, zaszewki nie dość że się porozpruwały w nieodpowiednich miejscach, to jeszcze tą bluzkę deformowały. Sama nie wiem, dlaczego zdecydowałam się ją kupić, a potem nawet kilka razy założyłam. Ze skutkiem jak widać. Postanowiłam bluzkę skrócić i porozpruwać te nieszczęsne zaszewki:



I jak widać na jej pierwszym zdjęciu po przeróbce, bluzka nie chciała nijak współpracować, a i skrócenie nie przebiegło bezkolizyjnie. Ten jedwab za nic w świecie nie chciał współpracować. Na plaskacza cięłam go równiusieńko, po czym na ludziu (i manekinie) i tak się po swojemu układał. Zaszewki takie dziwnie porozjeżdżane zostawię (z tyłu też są porozpruwane niemal do samej góry..), bo taki efekt mi się podoba, ale z długością będę jeszcze kombinowała. Zastanawiam się, czy nie przyszyć tej odciętej plisy dołu. A może przyszyję jej połowę? Na razie bluzka niech poleży i nabierze mocy urzędowej...
Pozdrawiam serdecznie :))

wtorek, 11 czerwca 2013

Rezultaty weekendowego lenistwa

Deszcze w ubiegłym tygodniu opuściły nasz region, więc w ten weekend korzystaliśmy z pięknej aury na ranczu. Ręka nadal mi doskwiera, czyli o robótkowaniu mogłam tylko pomarzyć, a czytać jakoś nie miałam nastroju. Snując się po ranczu w poszukiwaniu zajęcia, mój wzrok padł na nasze ranczowe krasnale:








Figurki mają już kilka lat, farba z nich zlazła, a pewne elementy się stłukły i trzymały się dosłownie chyba na słowo honoru. Patrząc na te figurki żal mi się ich zrobiło, wyciągnęłam klej, farbę i zabrałam się do dzieła:



Reszta zdjęć w trakcie pracy nie wyszła, za to pięknie sfociły się figurki już po pomalowaniu:



Takie kolorowe i radosne wróciły na stare miejsce:




Oczy moje na widok oczka wodnego zaczęły się mocniej radować :))
I dopiero po ustawieniu figurek, po zrobieniu zdjęć, dostrzegłam pewien mankament. Bo z krową poszalałam (tak tak, jest fioletowa....), ale dlaczego ja owieczki tęczowej nie zrobiłam??? No właśnie, czemu??? Hmmmm, to już chyba temat do kolejnej renowacji.

Z poczuciem spełnionego obowiązku i dobrze wykonanej pracy mogłam się do woli oddawać słodkiemu lenistwu. Najpierw obserwując zwierzaki:


(Bo jak widać powyżej Myszka i Tofcia również korzystały z ciepłego wiosennego powietrza).

A wieczorem oglądając gwiazdy oświetlone jedynie ogniskiem:


Oj ciężko nam szło jego rozpalenie, bo drewno było jeszcze po ostatnich deszczach mokre, a że i mąż mój zbyt niefrasobliwie zraszał trawę, to drewno nie miało kiedy przeschnąć. Na szczęście się udało i zimny wieczór ogrzewaliśmy płomieniami z ogniska. I były kiełbaski i ziemniaczki, i napoje....

A, jeszcze na koniec spójrzcie, kto chciał z nami wracać do miasta:




Nie mam pojęcia, jak zwie się ten owad, ale jest niesamowity. Z wyglądu przypomina liść jakiegoś drzewa...
Może znacie jego nazwę??

ps. dzisiejszej nocy zdechł nam nasz ostatni chomiś Miś-Umiś... dziadek, ślepy, trzęsący i wyleniały się zrobił, ale zawsze to smutno...

piątek, 7 czerwca 2013

Spódnica

Zanim przejdę do tematu właściwego, kilka słów na tematy przeszłe i być może ...przyszłe :))

Otóż ostatnio poprosiłam Was o pomoc w wybraniu kolejnego koloru dla następnej szydełkowej bluzki. Bardzo Wam dziękuję za podpowiedzi, policzyłam wszystkie :)) I tak: o fiolecie wspomnieliście 7 razy, o zieleni 13, o brązie 5, jasnym różu 2, a o misz-masz 5 razy. W takim razie będzie zieleń, bo to o niej właściwie najczęściej myślałam, a jak się okazało, nie byłam w tym myśleniu całkiem sama...

W oczekiwaniu na Wasze podpowiedzi, jako że ja w spokojnej bezczynności usiedzieć nie potrafię, zrobiłam (wreszcie...) spódnicę:

 
,

Do jej zrobienia użyłam całej masy resztek białego kordonka, o różnych z resztą grubościach. Szydełko jak zwykle, Daily nr3 (chyba Tulip 1,5)

I miałabym tą spódnicę już kilka dni temu, gdyby nie to, że pierwotną wersję zrobiłam chyba dla słonia. Bałam się, że będzie za wąska, ale zwyczajnie przesadziłam. W tej wersji po prostu bym się utopiła.
A zorientowałam się w tym dopiero po przerobieniu takiego oto kawałka:


...czyli niemal pod sam koniec robótki. W dodatku troszkę się zapędziłam w dodawaniu słupków we wzorze, gdyż wyszła na zbyt mocno rozkloszowaną. Wobec powyższego, ta wersja została bezpowrotnie unicestwiona i zabawę ze spódnicą zaczęłam od nowa. Niestety całą historię przypłaciłam potężnym bólem nadgarstka, toteż na jakiś tydzień muszę zrobić sobie przerwę od szydełka... Ale spokojnie, zielona bluzka powstanie :))

Przy robieniu spódnicy posiłkowałam się tym wzorem:


Przy czym mówiąc o posiłkowaniu się, mam na myśli to, że z wzoru wzięłam praktycznie początek i środek, który potem radośnie rozwijałam... I wierzcie mi, nie mam pojęcia, skąd ja ten wzorek wzięłam, poza świadomością, że pochodzi z internetu. Jeśli ktoś wie, poproszę o podpowiedź, umieszczę link.