Zaczęło się niewinnie. Moja Sis od dłuższego czasu męczyła mnie głośno i wyraźnie dawała do zrozumienia, że zima się zbliża i ona będzie mocno przymarzać. Pewnego dnia jej dawanie do zrozumienia przerodziło się podczas wizyty w pasmanterii w bardzo głośny komunikat. Nie było absolutnie żadnej drogi ucieczki dla mnie. Musiał zacząć dla niej powstawać komplet zimowy: czapka, rękawiczki, szalik.
Pierwsza powstała czapka:
Tak tak, dobrze widzicie: będzie komplet razemwiczkowy, siostrzany do mojego, zrobionego ubiegłej zimy. Pod wpływem
Razemwiczek Intensywnie Kreatywnej.
Robiłam z Kotka (100g=300mb), na drutach KP2,5.
Aby nie było, że się powtarzam i wciskam dawny urobek, poniżej fotka obu siostrzanych czapek:
oraz zaczętych rękawiczek:
Sis miała przyjść i przymierzyć, czy obwód i długość (mają być krótsze od moich) jej pasują, ale jak dotąd się nie zjawiła. Razemwiczki zostały odłożone na potem, a na druty wskoczyła znów czapka:
Zrobiłam ją z włóczki Schachenmayr Nomotta Two in One (50g=80m), na drutach KP4,5, na okrągło. Do tego rozweseliłam ją szydełkowym kwiatkiem z grubaśnej kremowej włóczki. Śłońce wyszło na chwilkę i prześwietliło kwiatek..
Zrobiłam jeszcze do kompletu szyjogrzej, ale chyba wstydliwy jest, bo schował się przed sesją zdjęciową... :)) Na czapkę i szyjogrzej zużyłam prawie 2 motki włóczki.
Potem powstała kolejna czapka, tym razem na narciarskie wypady:
Jedną kurtkę mam z przewagą czerwonego, drugą z przewagą jasnej, wyblakłej maliny, a trzecią (tą najmniejszą..) kolorową, z przewagą intensywnego różu. Więc czapka będzie pasowała do każdej kurtki.
Gdy mąż zobaczył moją czapkę, od razu zgłosił zapotrzebowanie na czapkę zimową (na narty) dla siebie. Zrobiłam niemal identyczną, z tym, że do tej kremowej bieli nie dodawałam melanżu, lecz gładką, intensywną czerwień. Do czerwonej kurtki:
Myślę, że tym razem kolor lepiej przedstawia drugie zdjęcie robione z lampą błyskową. Pochmurne światło dzienne przygasiło tą czerwień.
Jeszcze poniżej czapki w duecie:
Zrobiłam je z grubej włóczki, nieznanego pochodzenia, nieznanego składu, ale ciepłej i miłej w dotyku.
Druty to KP4,5 (ściągacz) oraz KP6 (reszta).
Jeśli kogoś zastanowił fakt, dlaczego czapka damska jest większa od męskiej, gdyż logika i obwody głów nakazywałyby inne proporcje, spieszę wyjaśniać, że ja muszę mieć czapkę luźną, żeby mi mojej fryzury zanadto nie psuła. A to bardzo ważne przy włosach krótkich i delikatnych, jak moje. Po nartach też należy być piękną :))
Jako ciekawostkę, przedstawiam jeszcze fotkę czapek z wrabianym wzorem, od wewnątrz:
Obie czapki, mimo że niemal identyczne z wierzchu, są inne w środku. Zrobiłam tak z czystej ciekawości, bo sama jestem ciekawa, który sposób sprawdzi się lepiej. Oczywiście szybciej przerabia się czapkę z czerwonymi gwiazdkami, bo z kolorowymi, ciągle nitki były skręcane od spodu. Za to na pewno nic się nie zaciągnie, a czapka jest odrobinę sztywniejsza. Z kolei czerwona czapka jest bardziej miękka i elastyczna. Zobaczę, jak sprawdzą się w trakcie użytkowania i dam Wam znać.
I jeszcze jedno: przy robieniu tych wszystkich tych czapek nie korzystałam z żadnych wzorów na formę czapki. Robiłam na wyczucie. Wzory na czapkach to wzór razemwiczkowy oraz wzór gwiazdki, który znalazłam w Burda Specjal Druty i oczka ABC robótek 1/2004, ale kompletnie ją przerobiłam, więc nawet nie zamieszczę schematu.
Oczywiście, kolejne czapki już w drodze :))
A na koniec trochę z innej beczki.
Przedwczoraj miałam bardzo miłą niespodziankę, w kiosku z gazetami. Nie mając ani grosza przy duszy kupiłam tooo:
Jakim cudem? Za punkty payback.
W ciągu minionych 2 lat wymieniałam punkty zebrane w tym programie na kupon na zakupy w Empiku. Taki kupon zastępował pieniądze. Kłopot był tylko w tym, że nie zawsze chęć posiadania dóbr emikowskich szła w parze z posiadaniem w tym samym czasie kuponu. Trzeba było wracać do domu, zalogować się w internecie, wydrukować kupon i wrócić do sklepu. Tym razem będąc w takim jednym hipermarkecie, zaszłam do kiosku, aby pooglądać gazetki robótkowe. Akurat w tym kiosku zaopatrzenie jest dość dobre, więc i tym razem było z czego wybierać. Obejrzałam wszystko, co było możliwe, z bólem serca odkładając dwie gazetki, które szczególnie przypadły mi do serca. Już miałam wychodzić z tego sklepiku, gdy nad kasą mignął mi znaczek Payback. Przypomniałam sobie, że ostatnio przy zakupach kasjerka nabijała mi punkty na kartę. Zebrałam się na odwagę i zapytałam, czy mogę kupić coś za punkty z tego programu i czy muszę mieć kupon. Okazało się, że mogę, a kuponu mieć nie muszę, bo od razu ściągnie mi z karty. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak ja się ucieszyłam!! W podskokach podbiegłam do półki z gazetkami, wyciągnęłam te dwie powyższe, dałam kartę payback, zatwierdziłam pin-em i gazetki moje :)))))
Piszę o tym, gdyż nie wszyscy o tym wiedzą, a warto :)) Nie jest to wpis sponsorowany...
Niedawno, przy okazji popsutej pralki przekonałam się, że ubezpieczenia działają, a teraz, że punkty też :))