czwartek, 12 lipca 2012

Wielka kumulacja w odcieniach różu..

Nie, nie w lotto, ja takiego szczęścia nie mam, niestety. Przez dwa dni skumulowało się tyle różnych rzeczy, że przestałam się cokolwiek ogarniać. Opiszę, ale chronologii ode mnie nie oczekujcie, bo jakoś się gubię w czasie. I krótko też nie będzie, bo się uzbierało.


Myszka jest chora. Najgorsze, że nie wiadomo na co. Od jakiegoś czasu zaczęła nam niedomagać, a to oczko zaropiałe, a to kulawa nóżka, a to jakoś tak szybko się męczyła i pokładała się na boku całymi dniami i wieczorami. Do tego jakaś taka chuda się zrobiła, a sierść zaczęła się z niej sypać, jak liście z drzew jesienią. A karmę dostaje tą dobrą i codziennie o stałej porze. Tofik już ją przerósł, więc różnica stała się bardzo widoczna. A pani weterynarz nie stwierdziła jakiejś konkretnej choroby, wszystko wydawało się w porządku oprócz tej niskiej masy futrzaka.  Dała preparaty na wzmocnienie, probiotyki i za tydzień do kontroli. I wiecie co? Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Bo lekarz polecany na forum szynszylowym, a nie wie co małej dolega. Bo może trzeba by zrobić więcej badań, to może by pokazało. Nie wiem i jest mi smutno. Bo albo Myszka ma jakąś wadę serca (coś zbyt szybko się męczy i przegrzewa), albo biegając po domu najadła się w jakimś kącie plastików i teraz jej to siedzi na jelitach, albo zwierzak ma depresję... Nie wiem, po prostu nic nie wiem. I tylko ciągle po głowie kołacze się moje poczucie winy, że nie dopilnowałam, że powinnam lepiej dom zabezpieczyć...


Do kompletu, mój prezent imieninowy od męża mogę zamówić dopiero po 17 lipca, bo urlopy i coś tam nie można zrobić. A już miałam nadzieję, że będę miała w tym tygodniu kolejny powód do radości...


A wczoraj był dziwny dzień. Tak po całości.
Ledwie się obudziłam, a moja łepetyna zaczęła strajkować na maxa. Nic nie pomagało przez cały dzień, dopiero wieczorem ból trochę odpuścił. A miałam tyyle do zrobienia. Nawet nie bardzo wiem, co się u Was dzieje, bo i na to sił nie miałam...


Drutki mi spokoju nie dawały. Testowałam mimo bólu, z maniackim wręcz uporem. Najpierw  w ręce wpadły mi metalowe wykałaczki (druty rozmiar 2). Dziubałam, dziubałam, ale nie wiem czy z tego coś wydziubię, bo to zajęcie na dłuugi czas :)) No ale przetestowałam i mogę z czystym sumieniem określić je jako mercedesa wśród drutów :)) Po prostu rewelacja.
Później wzięłam się za testowanie większych rozmiarów, aby zrobić ściągacz, który był wstępem do robótki z użyciem KP akrylowych. Więc i o akrylach powiedzieć mogę już sporo. Podstawowa różnica jest taka, że są bardziej tępe od tych metalowych. Może to być zarówno wadą, jak i zaletą. Na samym początku odniosłam wrażenie, że akryle mi się "lepią" do rąk, aby po paru chwilach stwierdzić, że świetnie trzymają się dłoni... Dla porównania podłubałam jeszcze przez chwilę metalowymi i wtedy miałam wrażenie, że robótka mi z metalowych ucieka jak szalona :) Drugą rzeczą, na której się skupiłam, była ich budowa. Na drutach stale połączonych z żyłką robi się lepiej. Im więcej łączeń, tym więcej potencjalnych miejsc do haczenia się oczek. Na łączonych akrylach niestety oczka mi się delikatnie zapierają. Nie wiem tylko, czy to uroda takich drutów, czy to wada akurat tych sztuk. Czas pokaże, bo mam zamiar dokupić jeszcze inne rozmiary do łączenia. Świetny jest taki zestaw drutów, ale zabrakło mi w nim numerów pośrednich. Jednak cały rozmiar mniej lub więcej robi już dużą różnicę. Kolejną rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, są zakończenia tych drutów. Druty KP są ostro zakończone. I chwała im za to :)) Zasadniczo wolałam druty o bardziej tępych końcówkach, ale w robieniu na okrągło i przy robieniu na okrągło wzorów, bez ostrych czubków jest baaardzo trudno. Oczywiście to też sprawdziłam :) Nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Może to, że żyłka w drutach KP połączonych na stale z drutami wydała mi się bardziej miękka od tej w KP łączonych. Może jeszcze to, że aby robić nimi małe obwody, należy zaopatrzyć się w dłuższą żyłkę. Jest to konieczne, ponieważ druty KP są całe proste i relatywnie długie. Małe obwody więc lepiej robić metodą magic-loop, a nie przerabiać na okrągło, bo tak się nie da. Mam w swoich zbiorach inne druty na żyłce, nie wiem tylko jaka to firma, ale te druty blisko łączenia z żyłką są lekko wygięte ułatwiając robienie na okrągło.  Druty KP tego nie mają i trzeba po prostu stosować inną technikę :) Co do różnicy pomiędzy drutami łączonymi, a tymi na stałe połączonych z żyłką trudno mi określić jednoznacznie, które są lepsze. Druty połączone na stałe z żyłką są świetne, ale te do łączenia dają tyle możliwości!
Reasumując, jestem zachwycona drutami KP i firma KP mnie nie sponsoruje, więc jest to moja całkowicie obiektywna opinia. Polecam je każdemu, a moim absolutnym nr jeden są druty KP metalowe na stałe połączone z żyłką. Drugie miejsce zajmują akryle, mimo że są równie świetne :))


Przez to całe testowanie zaczęłam na dobre robić letnią bluzeczkę. Mimo całej tej jazdy w głowie powstało jej całkiem sporo. Co z tego, skoro zorientowałam się, że mam za mało bawełny... Znalazłam taką na Allegro. Niedrogo. Kolor identyczny. Tylko że zbliżała się już 18, a chomik został bez jedzenia (lodówka też pusta...), więc podjechałam do sklepów, po drodze zajrzałam dla pewności do dwóch pasmanterii, ale tej włóczki nie było. Gdy wróciłam do domu, okazało się, że ktoś mi kupił tą włóczkę :(((
Żeby było fajniej, chcąc dać chomikowi jeść, zauważyłam, że nie mam karmy!! A przecież kupiłam!! W aucie jej nie było, czyli musiała zostać w sklepie. I wiecie, że wtedy się fest poryczałam?! Bo nie dość, że Myszka niedomaga, prezentu imieninowego na razie nie ma, ktoś mi włóczkę sprzątnął sprzed nosa, łeb mi pęka jak szalony, to chomik głodny!! Normalnie kumulacja...


A dziś nastał lepszy dzień. 
Rano odzyskałam zakupioną karmę. Pani w sklepie stwierdziła, że wczoraj to jakiś dziwny dzień był, bo nie byłam jedyna. Oprócz mnie zakupów zapomniało aż sześć (!!) innych osób. 


W pasmanterii dobrałam inną włóczkę w podobnym kolorze i będą paski w odcieniach różu:




One wydają się takie same, ale odcienie koloru się jednak różnią.
Z tamtej bawełny powstało już tyle:




Szkoda tylko, że duża część ze zrobionej robótki idzie do sprucia, bo znalazłam pomyłkę we wzorku. Ponieważ błąd wystąpił w górnej bardzo widocznej części, nie potrafię tego tak zostawić i udawać, że tak ma być :( 
Trudno, troszkę dłużej poczekamy na gotową bluzkę i tyle...


No i znów pokażę Wam kwiatki. Bo jakiś czas temu mówiłam, że ten jasny storczyk kwitnie mi jak wariat, prawda? Oto dowód:




On ma naprawdę 2 pędy :))


I jeszcze fotka zbiorowa:




















A teraz idę podumać, czy robić tą różową bluzkę dalej, czy wrócić do szydełka...

28 komentarzy:

  1. Aniu są czasami takie dni ja też ostatnio zaliczyłam taki dzionek, ale następnego dnia jest już lepiej:)) a wełenki są śliczne i czekam na bluzeczkę;)) a ja też lubię KP kupiłam sobie kilka rozmiarów i jestem nimi zachwycona:) Pozdrawiam Viola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak już jest, ale wygadać się czasem trzeba, wtedy jest faktycznie lepiej... :)) Bluzeczka jednak się robi ..od nowa :))

      Usuń
  2. Za taki parszywy dzień z prawa kompensacji na pewno musi Ci się zdarzyć coś fajnego. Bez dwóch zdań.
    W sprawie drutów się nie wypowiadam, bo jeśli nie muszę robić na tych na żyłce, to omijam.
    Na bluzeczkę czekam (też mam trochę Sonaty i muszę ją połączyć).
    I ciekawam, co z tą szydełkową, kolorową, kwiatuszkową, którą robiłaś też w drodze nad morze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę na to :))
      Bluzeczka się robi, a kolorowe szaleństwo leży obok i kwitnie :))

      Usuń
  3. Kumulacja nieszczęść to zawsze wstęp do tego, żeby było lepiej.
    Twoje zachwyty nad KP mnie coraz bardziej zachęcają do sprecyzowania pomysłu na prezent ślubno-rocznicowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja myślę, że powinno i to szybko :))
      Jeśli nie masz, kup przynajmniej jedne w rozmiarze, którego najczęściej używasz, na pewno nie pożałujesz :))

      Usuń
    2. A ja jeszcze paczki nie mam :(( i pewnie nie bedzie buuu... ale milo czytac Twoje recenzje ;)

      Usuń
    3. Jak to nie będzie?? Może zadzwoń do sklepu. Będzie dobrze :)

      Usuń
  4. Przykro mi z powodu Twojego zwierzaczka:(Ale cieszę sie ,że Ci się tak prezent udał:)Takie dni się zdarzają ale na szczęście rzadko,więc następny taki będzie nieprędko (jeśli w ogóle:)))A zapominanie zakupów w sklepie ja mam opanowane do perfekcji,jestem najlepszą klientką pod słońcem,płacę i sobie idę:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze w zwierzaczkach jest to, że nie potrafią powiedzieć, co im dolega :( Podaję jej specyfiki (nie bez walki...) i liczę, że będzie lepiej :)
      Też liczę na to, że limit nieszczęść na jakiś czas mam wyczerpany :))
      A zapominalstwo nie było by takie złe, gdyby od tego nogi nie bolały... ;))

      Usuń
  5. Parszywy dzień już sobie podszedł i chwała mu za to:)
    Przykro tylko czytać o kłopotach z Myszką. To bardzo przykre:)
    Pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, niech już nie wraca :))
      Myszka jest z nami od połowy marca, a czuję się z nią tak związana, jakby była z nami od zawsze. Dlatego tak bardzo przeżywam. Liczę, że wkrótce będzie z nią lepiej :) No musi być :))

      Usuń
    2. Tak Aniu, musi być lepiej i będzie!!!
      Zapomniałam pochwalić Twój storczyk:)

      Usuń
    3. Jestem dobrej myśli :)) Dziękuję :))

      Usuń
  6. Trzymam kciuki za Myszkę, napisz szybko jak coś będzie wiadomo!
    I rób koniecznie bluzeczkę na drutach, ciekawe jestem jaki masz projekt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, trzymaj proszę i nie puszczaj :)) Dziękuję :))
      A bluzeczkę robię :))

      Usuń
  7. Tyle informacji, że nie wiadomo od czego zacząć, więc napiszę tak - Tobie i zwierzaczkowi życzę zdrówka, różowej bluzeczce szczęśliwego zakończenia, zakupom pomyślnego dotarcia do domu (tym przyszłym), drutom pracowitości (he he), a kwiatuszkom obfitego kwitnienia przez wiele miesięcy i ogólnie, wszystkiego najlepszego! :-)))) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci ślicznie za te wszystkie życzenia :))

      Usuń
  8. ano sa takie dni w tygodniu...dobrze,ze to wszystko mija...a powinno byc slodko i różowo...ano samo zycie..pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i właśnie to w tym najciekawsze, że trafiło na duużo koloru różowego :)) Oby nie zaczął mi się tylko z kłopotami kojarzyć :))

      Usuń
  9. i nie ma jak na różowo !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No faktycznie :)) Jak już wyżej wspomniałam, byle tylko nie zaczął mi się kiepsko kojarzyć... ;))

      Usuń
  10. Włóczki śliczne, ciekawa jestem efektu końcowego.Ja chyba mam te złe druty z żyłką, bo zawsze mi się zapierają. Sprawdź sobie gardło i temperaturę, panująca w upały angina też się tak zaczyna.Życzę zdrowiaTobie i pupilce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety im więcej łączeń, tym więcej kłopotu... ;)
      To na pewno nie angina. Mam ją w roku kilka razy i u mnie zawsze najpierw na stawy pada, a dopiero dzień później boli gardło i jest gorączka. Ja po prostu meteopatą chyba jestem... :))

      Usuń
  11. Różu przybywaj!! a czy to przypadkiem nie było, mocy przybywaj?? :) Przy takiej szalonej ilości różu moc też się przyda :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, róż uwskuteczniam na maksa, a i mocy by jeszcze się przydało... :))

      Usuń
  12. hihi a to nie tylko mnie dopadło sorki ale jak się patrzy z perspektywy czasu ;)
    Myszko zdrowiej jak najszybciej :)
    Śliczny jest ten róż - czekam na efekt końcowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety takie kumulacje zdarzają się i zdarzać się będą...
      Myszka po tych wszystkich specyfikach od weta tylko rozwolnienia do kompletu dostała i teraz ma dietkę i jest na obserwacji, a ja się zastanawiam, czy warto znów iść do lekarza...
      To różowe dłubię, pruję, dłubię... :))

      Usuń