środa, 21 marca 2012

Zielono mi...

Na zewnątrz jeszcze szaro-buro, ale wiosna zobowiązuje :)
Mam nadzieję, że tak jak mi, spodoba się Wam nowy wygląd bloga.
Lubię zmiany, byle niezbyt gwałtowne i wstrząsające. Tegoroczna zima dość łaskawie w tym roku dała nadejść wiośnie. I to lubię. Już słychać w powietrzu śpiew ptaszków, czuć na twarzy podmuchy cieplejszego powietrza. Niedługo zrobi się zupełnie zielono. Uwielbiam ten wczesny kolor zieleni. Z drugiej strony od paru lat, gdy ta zieleń "wybucha" czuję się jakaś taka przytłoczona. Czy to wiosenne przemęczenie? Nie wiem. Raczej jest mi głupio, że nie czuję pełni tej radości budzenia się świata do życia. Jesień i zima są ok. Wtedy mój nastrój wydaje się kompletnie usprawiedliwiony. Wszędzie szaro, buro, zimno. Ale wiosna? Gdy tak pięknie świeci słońce, mam ochotę schować się w najmniejszy i najciemniejszy kąt... I nie wiem, dlaczego się tak czuję. Bo lubię wiosnę. Lubię ją za:
- ćwierkające ptaszki
- soczystą zieleń
- umiarkowanie ciepłe temperatury
- kwitnące kwiaty
- nie trzeba nakładać na siebie ton odzieży
- jasne kolory ubrań są jakoś tak mniej brudzące
- można zakładać lekkie śliczne kolorowe buty oraz takie buty, w których chodzenie zimą na śliskich chodnikach zazwyczaj kończy się urazem
- kalosze w kwiatki pasują.... ;)
Ale są też ujemne strony wiosny:
- aby pojeździć na nartach, trzeba bardzo daleko jechać
- wyłączają centralne ogrzewanie w mieszkaniach, co sprawia że przymarzam
- trzeba pamiętać, kiedy i jakie kwiatki wsadzić
- wiosenne porządki...
- nie da się jeszcze drutować i szydełkować na powietrzu
- mąż marudzi, że mój rower stoi nieużywany
- trzeba zgubić nadprogramowe kilogramy do lata...
I tych kilogramów zawsze najbardziej się obawiam, bo nad swoją wagą kompletnie nie panuję. Gdy jest jakoś tak sobie i czuję się w miarę stabilnie to tyję. Gdy mam mocnego doła, gwałtownie chudnę. Euforii dawno nie czułam i nie wiem, jak się moja waga zachowa. Teraz mieszczę się w przedziale średnio-mniejszym....
Ale i tak zielono mi...

2 komentarze:

  1. To tym razem i mój komentarz będzie nierobótkowy - bo aż się uśmiechnęłam na to kilogramowe spojrzenie na wiosnę. Mam tak samo! Jak przychodzi wiosna i można się pozbyć kurtek, płaszczydeł i swetrzysk, to dopiero się okazuje, co nam się zimą z wymiarami porobiło. Mnie się porobiło gorzej i właśnie intensywnie dochodzę do normalnych rozmiarów.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja miałam rozmiar mniejszo-mniejszy, teraz jest średnio.... ;)

    OdpowiedzUsuń