piątek, 30 marca 2012

Raport

Jestem
Żyję
Robótkuję :)

Bardzo powoli mi przybywa, ale jednak przybywa. Wiosenny sweterek ma już prawie ukończony tył. Wzorek świetnie się sprawdza, szybko załapałam co i jak i teraz robię z automatu. No prawie, bo w jednym miejscu przejścia wzoru jeszcze zaglądam na schemat... Jedno co zauważyłam to to, że moim zdaniem wybrane przeze mnie kolory ciekawiej wyglądają w motkach niż w gotowej robótce. Ale to moje bardzo subiektywne odczucie oparte na przerobieniu jeszcze nawet nie połowy swetra. Dopiero po zrobieniu całości się okaże ;)

Kaszmirowa farbowanka też się robi, rękawa przybywa. Tak... na razie jeden....

Nie daję na razie zdjęć. Pogoda nie taka, poza tym kaszmirowy będzie niespodzianką.
Nie wiem, czy to tylko ja tak mam, czy Wam też się udziela jakaś nijakość w powietrzu? Niby wszystko ok, czasu wystarczająco, projekt ogarnięty, nic nie przeszkadza, a za robótkowanie ciężko się zabrać. Dlatego to wszystko tak wolno idzie. Nie potrafię też złapać się za małe formy typu serwetki, etui, jajeczka, bransoletki, kurczaczki. Święta blisko, widzę jakie piękne rzeczy tworzą inne osoby, a ja nie. To wcale nie znaczy, że czuję się z tym źle. Właściwie to dobrze mi z tym, że  akurat w tym zakresie pozostawiam pole do popisu innym. Może w tym działaniu jest metoda...?

ps. Futrzak coraz bardziej się oswaja :)
ps2 Już wiem, to przez Myszkę nie mogę się skupić na robótkach.... (ktoś musi winny być.. ;)))

poniedziałek, 26 marca 2012

Ulęgałki

zalęgły się w mojej głowie...
Ale o tym za chwilę.

Najpierw pragnę podziękować za mile wzmacniające komentarze do posta PPNDU. Nie będzie się on kurzył w kącie. Decyzja zapadła, działania podjęte. Mam pewien pomysł, jak sprawę rozwiązać i właśnie wszystko inne poszło w kąt (mimo wielkich cierpień o czym będzie za chwilę). Na razie fotek nie będzie, proszę o parę dni cierpliwości i sweter pokaże się w pełnej swojej krasie. Tymczasem sza ;)

Wracając do ulęgałek.
Nie wiem czy to przez tą wiosnę, czy zaginioną gdzieś godzinę, wczorajszej nocy nie mogłam kompletnie zasnąć. A jak nie można zasnąć, to co się dzieje? No właśnie: lęgną się pomysły jak ulęgałki :))
Właściwie nie wiem jak na żywo takie ulęgałki wyglądają, bo jak mniemam, są to jakieś zwierzątka. Ale ja wszystko co się ulęgnie, nazywam ulęgałkami.
Mi się w głowie ulęgły 3 następne swetry. Jeden powstanie na bazie farbowanej przeze mnie w weekend włóczki. Oczywiście kaszmiru ;) Miało być beżowo-czerwono-bordo-brąz, wyszło to:

na mokro


na sucho

w kłębku

Czyli rudo-beżowo. Kolory wyszły delikatne, lekko zamglone, pastelowe z plamkami intensywniejszego koloru. Nie próbowałam ich zmieniać, ponieważ bardzo mi się spodobały. Poza tym, jest tego tak wiele, że gdy coś zostanie, mogę spokojnie przefarbować. To ogromniasty kłębek, będzie z tego duży sweter :) Dla uwiarygodnienia linijka pod spodem :) Jeszcze teraz mnie ręce bolą od pracy ze zwijaniem, przewijaniem, ugniataniem, płukaniem i znów zwijaniem...
Czyli włóczka jest, wzór jest, forma też. Już go widzę w całej okazałości, te paski koloru, ten wzór... Stop, nic więcej nie zdradzę :) Już mnie skręca, aby zostawić wszystko inne i zacząć go robić.
Drugi sweterek ma być granatowy, a trzeci czerwony,. W czerwonym przewidziane są wstawki szydełkowe. Co z tego wyjdzie, się okaże..
Do ulęgałek mam żal absolutny. Dlaczego wcześniej, przez całe 2-3 lata, albo co najmniej tej zimy to ustrojstwo żadnego znaku życia nie dało?? Snułam się po kątach, bez pomysłu i wiary, że coś może się udać. Próbowałam coś tam robić, ale wiele projektów utknęło z braku konkretnej wizji. A teraz ta-damm, z grubej rury, wszystkie 3 projekty w najdrobniejszych detalach i to w dodatku na drutach. Teraz proszą się bawełny lub bambusy, ażury, szydełko. A tu jak nic projekty bardziej zimowe. Coś na szydełko please, please!!!. Wiosna jest...

A na razie z wielkim bólem zostawiam ulęgałki i zabieram się do Ppndu, co by zmienił nazwę na Pcu :)

sobota, 24 marca 2012

PPNDU

czyli Projekt-Prawie-Nie-Do-Ukończenia :((
No i stało się. Zabrakło mi farbowanej włóczki kaszmirowej. Rękawy wyszły zbyt minimalistyczne, dlatego przyszyłam jeden i po wstępnej ocenie stwierdziłam, że drugiego już nie przyszyję. Takiego okropieństwa nosić nie będę i już. Nie cierpię wąskich i przykrótkich rękawów w swetrach. O ile wąskie mogłyby od biedy jeszcze być, to przykrótkie absolutnie nie. Sweter jest do noszenia i ogrzania w chłodniejsze dni. Innej opcji nie uważam...

Oczywiście w odróżnieniu niż na mnie, na czarnej mambie wygląda on jeszcze gorzej, bo ten rękaw tak smętnie wisi
.

Zbliżenie dekoltu...


Dlaczego nazwałam go "...-Prawie-..."? Bo jeszcze szansa istnieje, aby go wykończyć. Oczywiście zanim on mnie wykończy ;) Mam dwie opcje:
1. Zrobić rękawy z dodatkiem włóczki skarpetkowej w zbliżonych odcieniach
2. Spróbować dofarbować kaszmiru.
Zacznę chyba od farbowania. Może uda mi się osiągnąć podobny efekt i coś wykombinować. Straszliwą zbrodnią wydaje mi się łączenie kaszmiru ze zwykłą wełną z jakimiś dodatkami. To byłoby świętokradztwo w najczystszej postaci. Ale jeśli nie uda mi się farbowanie, będę musiała takowe popełnić :((


Na razie całe Ppndu wraz z włóczkami wylądowało w kącie, a ja zajęłam się projektem ściśle wiosennym. Oto mały podgląd...


Tak... zdecydowałam się na druty. Wszelkie inne próby skazane były na niepowodzenie. Nawet jeden motek udało mi się rozdzielić na mniejsze pasma, ale ta bawełna jest tak mocno skręcona, że to głupiego robota. Do lata nie udało by mi się zrobić tego sweterka, a chciałam go na wczoraj. W każdym razie wzór jest, forma jest, teraz wypada tylko robić robić robić :)

środa, 21 marca 2012

Zielono mi...

Na zewnątrz jeszcze szaro-buro, ale wiosna zobowiązuje :)
Mam nadzieję, że tak jak mi, spodoba się Wam nowy wygląd bloga.
Lubię zmiany, byle niezbyt gwałtowne i wstrząsające. Tegoroczna zima dość łaskawie w tym roku dała nadejść wiośnie. I to lubię. Już słychać w powietrzu śpiew ptaszków, czuć na twarzy podmuchy cieplejszego powietrza. Niedługo zrobi się zupełnie zielono. Uwielbiam ten wczesny kolor zieleni. Z drugiej strony od paru lat, gdy ta zieleń "wybucha" czuję się jakaś taka przytłoczona. Czy to wiosenne przemęczenie? Nie wiem. Raczej jest mi głupio, że nie czuję pełni tej radości budzenia się świata do życia. Jesień i zima są ok. Wtedy mój nastrój wydaje się kompletnie usprawiedliwiony. Wszędzie szaro, buro, zimno. Ale wiosna? Gdy tak pięknie świeci słońce, mam ochotę schować się w najmniejszy i najciemniejszy kąt... I nie wiem, dlaczego się tak czuję. Bo lubię wiosnę. Lubię ją za:
- ćwierkające ptaszki
- soczystą zieleń
- umiarkowanie ciepłe temperatury
- kwitnące kwiaty
- nie trzeba nakładać na siebie ton odzieży
- jasne kolory ubrań są jakoś tak mniej brudzące
- można zakładać lekkie śliczne kolorowe buty oraz takie buty, w których chodzenie zimą na śliskich chodnikach zazwyczaj kończy się urazem
- kalosze w kwiatki pasują.... ;)
Ale są też ujemne strony wiosny:
- aby pojeździć na nartach, trzeba bardzo daleko jechać
- wyłączają centralne ogrzewanie w mieszkaniach, co sprawia że przymarzam
- trzeba pamiętać, kiedy i jakie kwiatki wsadzić
- wiosenne porządki...
- nie da się jeszcze drutować i szydełkować na powietrzu
- mąż marudzi, że mój rower stoi nieużywany
- trzeba zgubić nadprogramowe kilogramy do lata...
I tych kilogramów zawsze najbardziej się obawiam, bo nad swoją wagą kompletnie nie panuję. Gdy jest jakoś tak sobie i czuję się w miarę stabilnie to tyję. Gdy mam mocnego doła, gwałtownie chudnę. Euforii dawno nie czułam i nie wiem, jak się moja waga zachowa. Teraz mieszczę się w przedziale średnio-mniejszym....
Ale i tak zielono mi...

poniedziałek, 19 marca 2012

Idealnie?

Powolutku, a raczej straaaszliwie powolutku, robótki przybywa. Wszystko przez to, że pierwszą wersję zrobiłam zbyt wąską, jak na mój gust. A byłam już w połowie. Jestem jednak nieuleczalną prefekcjonistką i wolę działać do skutku, aby było po mojemu.
Teraz rękawy już blisko ukończenia, wełna również... ;) Mam nadzieję, że mi starczy wełny i nie skończy się na długości 3/4.

W przerwie między tą robótką głowię się intensywnie nad formą i rodzajem wiosennego sweterka. Zrobiłam próbkę na drutach - niezbyt mi pasuje, bo nieciekawie się robi. Zrobiłam próbkę na szydełku - tak jak widać na zdjęciu poniżej, jak dla mnie za grubo to wychodzi.
I zgłupiałam.


A miało być idealnie...
Wyjścia są trzy: 1.Zacisnę zęby i zrobię toto na drutach; 2.Przewinę na dwa cieńsze pasma i wrzucę na maszynę, albo 3.Zrobię cieńszą wersję na szydełku...
Wiem już, jaki fason ma mieć sweter. Jeśli zrobię to na drutach czy na maszynie, będzie w szerokie pasy. Jeśli zaś zdecyduję się na szydełko, paski będą wąskie i być może się pofalują....

Na razie jednak robótkowanie jest skutecznie hamowane obserwacją i zabawą z futrzakiem. Chyba zostanie imię Myszka :) Stworzenie niesamowicie pocieszne, powoli się do nas przyzwyczaja. Nawet szczeka, gdy jej nie pasuje, żeby syn ją wyciągał z klatki...
Znaczy się, zbyt towarzyska nie jest. Przytulać się nie lubi, raczej ucieka, gdzie pieprz rośnie ;)
Gdy się głaska ją po karku i za uszkami, tak śmiesznie opuszcza uszy :)



Poniżej modelka zaraz przed wyjściem na wieczorny rajd po domu...


A po rajdzie w pozycji "zmęczony pies"...

środa, 14 marca 2012

Szydełko w biegu

Kolejny dzień mija między obserwowaniem, a uganianiem się za futrzakiem, gdy ten zbliża się w niebezpieczne rejony... Mycha nadal bez oficjalnego imienia. Syn zaproponował "Misia", natomiast mi coś często wyrywa się "Mycha".. ;)
Tu znów w roli supermodelki:

Ubaw z futrzaka jest niemożliwy, a dopiero mała się z nami oswaja. Strach pomyśleć, co będzie, gdy się całkiem oswoi ;)

W temacie robótkowym udało mi się jednak znów coś skończyć. Uwaga, uwaga, wyścig robótkowy wygrywa biały bawełniany sweterek. Zlitowałam się nad biedactwem, bo tak długo ten sweterek czekał na ukończenie. W dodatku wiosna się zbliża wieelkimi krokami, stąd moja skłonność w tym kierunku.
Fotki gotowego sweterka i zbliżenia wzoru:








Sweterek ten zaczęłam w grudniu 2008r., zaraz po świętach Bożego Narodzenia podczas narciarskiego wyjazdu w góry. Od rana do popołudnia było szusowanie po stokach, a wieczorami szydełkowanie. Wtedy na nartach bolały mnie więcej nogi, niż ręce, dlatego szydełkowałam zawzięcie. Później robótka się pałętała po kątach, czasem do niej sięgałam, urabiałam kawałek, po czym znów lądowała w kącie. I tak aż do tego roku...
Sweterek był zainspirowany swetrem z Sandry Extra Szydełkowe lato nr 2/2008:


Tylko że jak to ja, zrobiłam go całkiem po swojemu. Zamiast wkładanego przez głowę - jest rozpinany. Zamiast niebieskiego - biały ze srebrną nitką. Zamiast wszywanych prosto rękawów - rękawy poszerzane do góry i zrobione z bufką, itd... Zużyłam nie wiadomo ile nici bawełnianej (naprawdę sporo jej jeszcze zostało) kupionej w Lidlu. Właśnie się zastanawiam, czy do kompletu nie zrobić jeszcze topu. Może zaczęłabym od razu, ale jedno co mogę powiedzieć o tej nici, to to, że robi się z niej niezbyt dobrze. Jest twarda i dziwnie się skręca (chyba przez tą srebrną nitkę), miałam nawet czasem wrażenie że skrzypi.
I pomyśleć tylko, że mam jej jeszcze sporo, i w dodatku cały drugi motek w kolorze morelowym...
W każdym razie udało mi się i czekam niecierpliwie, kiedy go założę :)

wtorek, 13 marca 2012

Nowa

W robótkowym świecie coś się dzieje, ale obecnie niezbyt wiele. Powód jest baardzo ważny: przybył (a raczej przybyła) nam nowy członek rodziny. :))
Od długiego czasu chcieliśmy mieć to zwierzątko, ale trudno było się nam zdecydować, gdyż w pewnym momencie mieliśmy w domu 5 (!) chomików. 2 chomisie zakończyły naturalnie swój niestety krótki żywot,  jedna zostala oddana komu innemu na wychowanie. Zostały 2, w tym Blondi w dość sędziwym wieku, czyli zrobiło się nagle jakoś tak bardzo pustawo... Oczywiście nie dałam się zwariować i nie poszłam na żywioł. Zaczęłam od długich godzin i dni spędzonych w poszukiwaniu informacji dotyczących hodowli tych zwierzątek, aż poczułam się całkowicie zwarta i gotowa na powiększenie rodziny. :)
Szynszylka ma około 4 m-cy, przybyła do nas wczoraj, a nam się gęby cieszą, patrząc co to zwierzątko wyprawia. Wprawdzie jest na razie dość nieśmiała i płochliwa, ale daje się głaskać i brać na ręce. Dziś już sama wyszła z klatki i przez godzinkę biegała po całym domu. Niesamowicie ciekawskie zwierzątko. Kąty z kurzu mam ogarnięte... ;)
Poza tym jest świetną modelką:


Pozowała cierpliwie i z gracją :)
Jedyne co, to do końca nie ustaliliśmy imienia. Macie jakieś propozycje?

Tymczasem zmykam na zabawę z Szyszką, robótki poczekają....

sobota, 10 marca 2012

Wyścig

z czasem, ze sobą, z robótkami. Trwa.
Oczywiście ciągle mnie popędzał farbowany kaszmirek. "Zrób mnie, zrób mnie!" - wołał. Po tym całym pruciu i robieniu od nowa, poczułam niewiarygodny wręcz opór materii. Kompletnie nie mogłam się pozbierać. Robótki przybywało straasznie powoli. Już myślałam, że to nigdy się nie skończy.  To wręcz cud, że udało mi się przełamać i dotarłam do momentu, gdy poczułam satysfakcję z ukończonego korpusu:


 Efekt jest super, nawet już dobrałam guziki, które cierpliwie czekają na asymilację ze swetrem...
Miałam się już zabrać za rękawy, gdy ze sterty robótek zawołało coś do mnie piskliwie:
- a ja?!?!?
Spojrzałam - nic,
drugi raz - nic,
aż trzecim razem załapałam - aaaa...
- to szydełkowa bluzeczka do mnie woła. No to się zlitowałam....
Po jakimś czasie rękawek był ukończony :)


I gdyby nie to, że tą bawełną jednak źle się robi, zaczęłabym może od razu drugi rękawek.

Ale w tym momencie mój wzrok padł na nieśmiało uśmiechającego się do mnie farbowanego kaszmirka... Tak mile, wręcz zalotnie na mnie spoglądał... I już wiedziałam. Muuszę go podotykać, poprzesuwać między paluszkami, poczuć tą jego niewiarygodną miękkość i delikatność. Chociaż przez chwilę...
W ten sposób powstał kawałek rękawów. Jak widać na zdjęciu, kolory się różnią między sobą, ale tak zostanie i już. Nie zmieniam i kropka.


 W pewnym momencie znów usłyszałam jakieś darcie z kąta
-"Ja! Jaaa!!!!"
No tak, to znów ta upierdliwa bawełna - pomyślałam.
A że nader litościwa jestem, to przygarnęłam wrzeszczące niemile biedactwo, pomachałam trochę szydełkiem i oto ile przybyło:


Wyścig trwa.

Co zwycięży?
- Nie wiem.

Bialego jest już korpus, rękaw i 1/2, natomiast brak wykończenia i nie wiem jakie zapięcie. Cieniowanego natomiast jest korpus, kawałek rękawów, wykończenie i wybrane guziki. Zostały do zrobienia rękawy i przyszycia guziki...

W każdym razie na pewno ja poczuję się wygraną... :))


Ale zaraz zaraz, czy ja widzę białe myszki???


To nasza chomisia, Blondi. Sama nie wiem, skąd to idiotyczne imię... ;))

wtorek, 6 marca 2012

Czasopożeracz

czai się wszędzie.
Zwłaszcza w domu...
Zwłaszcza przy biurku...
Zwłaszcza w komputerze...
Wirtualny świat...
Pochłonął mnie. Niemal całkowicie. Zanurzyłam się w nim bez reszty i bez pamięci. Szukając natchnienia. Szukając wiosny...
A wszystko przez to:


Kolory wiosenne, zielono-żółty (kanarkowy?) z delikatnym beżem. Wiem tylko, że ma być w szerokie paski lub do połowy jeden kolor, a od połowy drugi. Nie wiem czy na szydełku czy na drutach. Nie wiem jaki wzór... Ciągle szukam...
I zanurzam się znów w czasopożeracz...

sobota, 3 marca 2012

O dążeniu

...do doskonałości.
Czy istnieje idealny sweter? Pewnie tak, ale nie dla każdego nasz ideał będzie takim samym ideałem. Zupełnie tak samo, jak nie ma uniwersalnego piękna. Wszystkie uczucia z tym związane są bardzo subiektywne i wiążą się z naszą osobowością, kulturą i środowiskiem, w którym zostaliśmy wychowani. Dlatego, co jest piękne dla mnie, wcale nie musi być takie dla innych. Za każdym razem dążę do perfekcji. Nie cieszą mnie półśrodki i rozwiązania w stylu "może być". Niestety przez to nie mam łatwego życia. Nie osiągając mojego ideału często się flustruję. I to ciągłe poczucie niedosytu... Nie potrafię tego zmienić. Taka jestem.
Oczywiście odbija się to też na robótkach.
Zrobiłam przody farbowanego kaszmirka, ułożyłam do zszycia.... i oto co otrzymałam:


 Obydwie połówki moim zdaniem zbyt wyraźnie się różnią kolorem. Mogłam się tego spodziewać, zważywszy na sposób farbowania włóczki, ale jakieś zaciemnienie umysłowe odrzuciło taką myśl i brnęłam dalej... Liczyłam na cud, czy co?
Cud się nie zdarzył, w miarę upływu czasu sweterek coraz mniej mi się podobał, aż zdecydowałam się na drastyczne rozwiązanie. Sprułam tył i zaczęłam wszystka od nowa. Tym razem robię na okrągło.



Zmiany koloru będą widoczne jedynie w górnej części swetra i liczę na to, że nie będą aż tak biły po oczach. Zdecydowałam się również na krótszy ściągacz, aby sweter był bardziej ażurowy. Reszta pewnie pozostanie bez zmian.
Walczę ze sobą, aby się nie poddać....