Ocaliłam od wyrzucenia 3 mężowskie golfy, wszystkie z włóczki 50% wełny i 50% akrylu:
Jak widać powyżej, dwa z nich z miejsca przerobiłam na nitkę, zostały tylko ściągacze. Do sprucia został jeszcze jeden golf. Nie wierzcie również kolorom na zdjęciach, bo światło jesienne bardzo kłamie. Kolory, jakie mi się trafiły to czarny i bordowobrązowy. Jestem ogromnie ucieszona zwłaszcza z tego czarnego, bo tego koloru to u mnie nigdy nie było za wiele, aż czasem bywało wręcz upierdliwe. A teraz mam całe mnóstwo cienkiej wełenki dobrej jakości. Aż chce się tańczyć :))
Oprócz golfów ocaliłam od poniewierki 2, niemal "nowiutkie koszuli":
Wprost pełnia szczęśliwości :))
A teraz przepis na stan przedzawałowy, o ile nie gorzej..
-Wystarczy wziąć portfel i telefon, ubrać kurtkę z płytkimi kieszeniami i wyjść do pobliskiego osiedlowego sklepu.
- W drodze powrotnej zahaczyć o pobliski śmietnik, obok którego ktoś wyrzucił kawałki mebli
- Oglądać intensywnie zdemontowane meble, kombinując, czy te deski do czegoś jeszcze się przydadzą.
- Po stwierdzeniu, że jednak są za mocno uszkodzone, wrócić z samymi zakupami do domu.
- Rozpłaszczyć się z kurtki, rozpakować zakupy, zrobić kawę i usiąść przed komputerem
- Po jakiejś godzinie pobytu w wirtualnym świecie rozejrzeć się za telefonem.
- Odkryć nieobecność telefonu na biurku
- Odkryć nieobecność telefonu w pomieszczeniu
- Odkryć nieobecność telefonu w jakimkolwiek miejscu mieszkania
- Przypomnieć sobie, co niedawno robiliśmy obok śmietnika, w pozycji pochylonej
- Uzmysłowić sobie, co to może oznaczać
- Uzmysłowić sobie, jak ważny jest dla nas telefon
- Uzmysłowić sobie, jakie zdjęcia zawierał telefon (zwierzaki, wyjazdy, głupie miny i inne durnoctwa)
- Uzmysłowić sobie skalę problemu, gdyby te zdjęcia trafiły do sieci....
- Uzmysłowić sobie, że bez telefonu jak bez ręki...
Stan przedzawałowy gotowy...
W każdym bądź razie, z dudniącą w oszalałym tempie pikawą, jak strzała wyleciałam z domu w kierunku śmietnika, w nadziei, że tego telefonu nikt jeszcze nie zdążył znaleźć. Wybiegłam z klatki, a że owionęło mnie zimno, zaczęłam zapinać kurtkę. Wtedy poczułam coś twardego na brzuchu. Telefon leżał sobie i kwiczał ze śmiechu w kieszeni-kangurce mojej bluzki.... A ja mało na zawał nie padłam. Rany, zupełnie jak Hilary....
Aniu, ponieważ ja wyjątkowo bałaganiara i roztrzepaniec jestem,w ten sposób "gubię "rzeczy średnio raz w tygodniu,na zmianę a to portfel a to któryś z telefonów,czasem dla odmiany klucze i dokumenty od samochodu:))Cud boski,że zawał jak dotąd mnie ominął,rozumiem co przeżywałaś:))
OdpowiedzUsuńJednym słowem, zahartowana jesteś :)) Dla mnie niestety strata telefonu to niemal koniec świata... :))
UsuńO tak można dostać zawału.... a wełenki bardzo fikuśne :)) pozdrawiam Viola
OdpowiedzUsuńNikomu nie polecam.... Przez te wełenki nadal mi się gęba śmieje :))
UsuńNo tak, a jak sobie człowiek uświadomi, że wraz z telefonem mógł jeszcze wypaść portfel...
OdpowiedzUsuńZnaczy się: będzie szyte i dziergane?
To byłaby już totalna katastrofa... Masz rację, będzie i szyte i dziergane :))
UsuńPrzepis na stan przedzawałowy jest niezawodny ale póki co lepiej nie próbować:))
OdpowiedzUsuńOj nie polecam, nie polecam... :))
UsuńTo Ci się udało złapać parę łakomych kąsków:))) ciekawa jestem co z nich powstanie pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o koszule, to na razie nie zdradzę :)) Na włóczkę mam za to tyle pomysłów, że sama nie wiem, co zrealizować. Najpierw skończę pozaczynane robótki, a potem będę kombinowała :))
UsuńOł jeee!!! Uwielbiam takie sytuacje! Nie mówię często mi się nie przytrafiają ale jak już to mam uczucie gdzieś w okolicy mostka i przełyku że mnie stres za moment zadławi!:( Jestem ciekawa tego co powstanie z wełny:)
OdpowiedzUsuńSama jeszcze nie wiem, co z wełny powstanie :)) A jeśli chodzi o sytuację, to dłuższy czas po powrocie do domu dudniło mi w piersi... :))
UsuńJa szukałam telefonu, który właśnie w trakcie rozmowy przebywał przy moim uchu :-)
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do siebie. Na torcik :-)
A, to jesteś lepsza ode mnie :))) Dziękuję za zaproszenie :))
UsuńNo to szykuja sie jakieś nowości. jestem bardzo ciekawa co wyczarujesz?
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc na włóczkę mam tyle pomysłów, że musi swoje odleżeć, żeby się coś wyklarowało :))
UsuńTelefon jak telefon , ale jakby to portfel był?! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTeż tak by mogło być i nie wiem, co byłoby gorsze... :))
UsuńFajny recykling już jestem ciekawa co powstanie :))) Portfel , telefon oj nie ciekawa sprawa jak się gdzieś zawieruszy ;) Ja przedwczoraj chusty szukałam i na stratę już spisałam, gdy pamięć wróciła i w te pędy do ośrodka pojechałam, by moje cudeńko odzyskać- odzyskałam ;)
OdpowiedzUsuńPlany są, tylko czasu mało :)) Cieszę się, że odzyskałaś chustę, byłoby szkoda..
UsuńOdzysk super, a powstanie z tego, jak zawsze, coś wspaniałego. :)
OdpowiedzUsuńStan przedzawałowy mówisz?
Portfel to pikuś (ups... pan pikuś), ale telefon to... no fakt, lepiej nie myśleć... :))))))))
Pozdrawiam ciepło.
Oj żebyś wiedziała... Dokumenty można wyrobić nowe, ale książki telefonicznej z telefonu nie da się odzyskać... :))
UsuńJestem pod wrażeniem recyklingu dzianinowego. Właściwie to zapomniałam już że większość tego co udziergane da się spruć... I tu następuje seria pytań: czy jakoś prostujesz prutą przędzę, czy wystarczy samo nawinięcie tym ustrojstwem do nawijania... faktem jest, ze jakoś się prostuje, bo Twoje dzianiny są idealnie równe, tak jak z nowej włóczki? Czy wszystko dziergasz ręcznie? jak byłam tu pierwszy raz u Ciebie, byłam pewna, że robisz maszynowo, teraz już nie jestem pewna.... ten brązowy sweterek z kamizelką wygląda jak maszynowy, nie wierzę własnym oczom... sorki za ilość pytań, ale dla mnie włóczki to istny fetysz...
OdpowiedzUsuńKto pyta, nie błądzi :)) Swetry staram się pruć wilgotne (ale nie mokre, bo wełna w motku nie wyschnie zbyt szybko), w ten sposób po nawinięciu się prostuje. Jeśli sweter nie jest wilgotny, przepuszczam podczas nawijania włóczkę przez garnek z parą, ale trzeba wtedy jakiś czas po nawinięciu, włóczkę rozwinąć, aby wyschła. Jest z tym trochę zachodu, ale warto.
UsuńNie wszystko robię ręcznie, czasem posługuję się maszyną gdy mam cieniutką nitkę, a chcę dzianinę "na już", ale zdecydowanie wolę druty i szydełko. Zawsze w opisach zaznaczam, w jakiej technice wykonałam robótkę. Kolorowy sweter jest mieszanką dzianiny maszynowej i szydełka. Za to igły nie widział, wszystko łączyłam szydełkiem :))
Poza tym mam trochę zapasów różnych włóczek, więc nie polegam wyłącznie na tych recyklingowych :)).
Zadałam serię pytań... po czym zapomniałam jak wchodziłam na Twojego bloga.... szukałam go na oślep, a dziś trafiłam przypadkiem....do tej pory poczyniłam duuuże postępy. Ze strychu przyniosłam sweterek z usa, męski 100% kaszmir (!!!) wiele razy chciałam wyrzucić go do kontenera, ale był tak niesamowity w dotyku, że odkładałam z powrotem.... kończę go właśnie pruć. Przędza cieniutka, już robiłam próby - będę zalewać wrzątkiem, prostuje się sama i nabiera puszystości w miejscu gdzie przez splot włókienka się "sklepały".... nawijak pożyczyła mi uczennica, ale dosyć wiekowy, moze nie umiem.... ale spada mi w trakcie nawijania nawinięta nić.... a i w trakcie prucia przypomniałam, że już kiedyć prułam "sklepowe" wyroby, ale daaawno to było.... no bzik totalny, mąż to mnie chyba na leczenie odda, bo coś dziwnie patrzy...
UsuńPs. a widzisz, miałam nosa, że na maszynie zrobiłaś brązową część sweterka....Pozdrawiam !