niedziela, 28 kwietnia 2013

Niedokończone opowieści...

Okropnie Was zaniedbałam, wiem.. Biję się w piersi i uprzejmie donoszę, że u mnie właściwie wszystko ok, tylko gdzieś tam zagubiłam się w czasie i wciąż odnaleźć się nie mogę.
Mogłabym zrzucać winę na wiosnę i wiosenne porządki, zwłaszcza w ubraniach, albo na wiosnę i zastój twórczy, albo na wiosnę i przyjemność czytania na powietrzu... Ale prawda jest taka, że wszystkie powyższe trzy rzeczy przegrywają z moim zwykłym niezdecydowaniem i brakiem swojego rodzaju pomysłu w celu napisania czegokolwiek. Tej wersji będę się trzymała a teraz pora przejść do opowieści

Pierwszą niedokończoną opowieścią jest chusta


Zrobiona na szydełku. I byłaby już dawno skończona, gdyby nie zabrakło mi nitki i pomysłu, czym by ją przedłużyć. Na razie pozostała niedokończona.


Drugą niedokończoną opowieścią jest taka oto fuksjowa robótka:


Na razie leży, choć ten kawałek na pewno pójdzie do sprucia, ponieważ po przerobieniu takiego kawałka zorientowałam się, że bluzeczka będzie na mnie za wąska. A w cud błyskawicznego schudnięcia nie wierzę...


Trzecią niedokończoną opowieścią jest taka oto robótka na drutach:


Na razie leży i żałośnie popiskuje, tylko dlatego, że w międzyczasie wzięło mnie na szydełko. I tak sobie toto leży i skutecznie blokuje mi druty, na które mam już przewidzianą kolejną robótkę. Obiecuję jednak, że wkrótce skończę ten sweterek, zaraz po tym, jak uporam się z

Czwartą niedokończoną opowieścią:


Projekt się nadal przerabia, chociaż zabrakło mi włóczki na rękawy i po prostu nie mam pojęcia, czy zostawić krótkie, czy dorobić z innej włóczki. Mam z tej włóczki jeszcze kilka innych kolorów, lecz uszykowałam sobie do tej bluzki cieniowany niebieski i tak patrzę na niego i patrzę i patrzę.,.. i ciągle się waham. Gdyby to był kordonek, to zostawiłabym rękawy krótkie, ale to wełna, gryząca jak diabli i bluzeczka jest przeznaczona do noszenia na cienki golfik, więc wolałabym rękaw długi. Decyzje decyzje...

I jest jeszcze jedna niedokończona opowieść, na maszynie do swetrów, lecz jakoś tak zdjęcia zapomniałam zrobić, a teraz jest trochę za ciemno na fotki. Jakoś nie czuję parcia w sobie, żeby tą bluzeczkę skończyć, dlatego tak sobie wisi na igłach i czeka.

Ok, dość już opowieści na dzisiaj, idę sobie poczytać, a Wam udanego wieczoru życzę :))

piątek, 12 kwietnia 2013

Coś, czego nie będzie; coś, czego raczej nie będzie i coś, co może będzie

Po ostatnim sukcesie słonecznej bluzki nie chciałam się jeszcze rozstawać z szydełkiem, choć czeka na mnie bluzka na drutach, a druga na maszynie do swetrów (!!). I właściwie już dziś powinnam dumnie prężyć pierś i puszyć się jak paw z dumy, ale... niczego nie skończyłam.

A zaczęło się od przemożnej chęci przerobienia wzoru znalezionego w necie na spódnicę. Najpierw na tapetę (czytaj: szydełko) wleciała granatowa Perle8. Urobiłam kawałek, po czym stwierdziłam, że przy tym kolorze oczy mi wysiadają. Tak szybko sprułam, że nie chwyciłam za aparat, aby uwiecznić przerobiony kawałek. Ale wieczór zleciał...
Następna w ręce wpadła mi inna, grubsza bawełna w odcieniu pięknej śliwki:

Oczywiście, to już historia, powyższy kawałek został unicestwiony. Powód: ręce mi wysiadały od tej grubej szorstkiej bawełny. Raczej powstanie z niej bluzeczka na drutach i z szydełkowymi elementami.

Po tych dwóch porażkach wskoczyła jeszcze na szydełko cienka beżowa bawełna:

 I niestety to również nie wypaliło. Wzór okazał się zbyt kordonkożerny, a że w tym momencie robótki zorientowałam się, że tego kordonka na pewno mi nie wystarczy, zaniechałam dalszego przerabiania.

Ale to nie był jedyny powód tych wszystkich porażek. Najpoważniejszym mankamentem tego wzoru jest to, że za każdym razem ananasy tworzą zbyt mocną falbanę, a to w upragnionej przez siebie spódnicy jest elementem dla mnie zakazanym. W związku z powyższym podjęłam decyzję: koniec i kropka - spódnica z tego wzoru nie powstanie, chyba że uda mi się nieco ten wzór zmodyfikować.


Następną robótką, na którą "straciłam" cały kolejny wieczór jest coś takiego:

 Nie wiem co to za włóczka, ale na te piękne kolory antycznego różu przetykane niebieskimi refleksami moje oczy łypały pożądliwie już od jakiegoś czasu, aż wreszcie ten czas nastąpił. Na odcisk mi również nastąpił. Ubzdurałam sobie, że zrobię na szydełku z pojedynczej nitki. Na głowę mi musiała wleźć jakaś ciemność ciemnista, bo najwyraźniej już zapomniałam, jak to się długo i nieprzewidywalnie taką cieniznę przerabia. W dodatku znalazłam błąd, co sprawi, że kawałek robótki pójdzie do sprucia. I tym samym mój zapał do niej zmalał diametralnie. Myślę, że raczej nic z tego nie będzie, na razie leży i kwiczy.

Kolejne dwa wieczory zajęło mi szydełkowanie czegoś takiego:


























Do wykonania tej robótki wykorzystuję drugi motek tej samej włóczki, jak piętro wyżej, z tym że robię z podwójnej nitki. Dorwałam jeszcze inny schemat, a to coś będzie miało jeszcze inne przeznaczenie, niż wszystkie poprzednio pokazywane robótki. I  właściwie powinien być już prawie koniec, ale mój zapał do szydełka zmalał do minimum i zdaje się, że robię wszystko, aby nic nie robić... ;)) W każdym razie coś może z tego będzie, a Wy trzymajcie proszę kciuki, aby zapał wrócił :))
Pozdrawiam serdecznie :))

niedziela, 7 kwietnia 2013

Słonecznie

Robiłam sobie takie coś, co planowałam od jesieni. I tak robiłam i robiłam ...i robiłam, gdy w pewnym momencie pojawiło się pewnego rodzaju nieokreślone znużenie. Była (i jest) to robótka niemalże bez wzoru, więc nuuuda... Poza tym barwy takie jakieś niewesołe, a ja zapragnęłam słońca. I nagle jakby niebiosa się rozstąpiły, a w moim kierunku spłynęła upragniona i nader pożądana materia przez wszelkiego rodzaju twórców i artystów: olśnienie..
Dawno szydełka w dłoni nie trzymałam, lecz w głowie już widziałam te kształty okrągłe, ażury i duużo słońca:





Zdjęcia małe, ale gdy już wkrótce odzyskam bardziej normalnie działające łącze, obiecuję powiększyć.

Zużyłam 5,5 motka  kordonka Stokrotki, szydełko takie samo jak zawsze: Daily nr3.

Wzór znalazłam w necie. W kilku albumach Picasa. U Sigity wydaje mi się najbardziej wyraźny. Tylko uprzedzam, że wchodzicie tam na własną odpowiedzialność, bo może to grozić palpitacją serca, zawrotami głowy, wytrzeszczem oczu, opadem szczęki lub innymi trudno dającymi się przewidzieć dolegliwościami :)) Piszę o tym, ponieważ jakiś czas temu "pobiegałam" dużo po tym i innych albumach Picasa i w pewnym momencie, po opisanych wyżej objawach, pojawiło się uczucie dziwne, jakiś taki żal, że ja tak nie potrafię. W dodatku zaczęłam sobie zadawać pytanie, czy życia mi starczy, żeby zrealizować choć część pomysłów, które tam znalazłam. Cóż, będę próbowała :))

środa, 3 kwietnia 2013

Z lekka przyrodniczo...

Krótko przed świętami, w akcie tęsknoty za dniami ciepłymi i słonecznymi, odwiedziliśmy nasze morze. A tam jeszcze śnieg i wiatr. Ale jaki wiatr! Mieliśmy w planie spacer brzegiem morza, ale zwyczajnie się nie dało. Dobrze, że przytyłam, bo inaczej chyba by mnie porwało.... ;))

Oto nadmorska część Świnoujścia:































oraz Fort Zachodni:



























Wy sobie podziwiajcie, a ja wracam do swoich robótek... :)) Miłego dnia!

p.s. Dziękuję za Wasze życzenia świąteczne i komentarze. Gdy tylko się uda, postaram się na nie odpowiedzieć.